Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Przedwczoraj, na koncercie w Manchesterze w zamachu terrorysta samobójca zabił 22 osoby, prawie 60 osób ranił - głównie młodzież. To kolejny zamach w ostatnim czasie po Londynie na Moście Westminsterskim, zamachu w Sztokholmie oraz w Nowym Jorku, gdzie przejechano przechodniów. Czy możemy to rozumieć jako jawne akty wojny religijnej islamu z ,,niewiernymi''?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Oczywiście, jak zawsze w analogicznych przypadkach czekamy na ustalenia śledztwa. I jak zawsze w analogicznych sytuacjach policja używa skomplikowanych figur retorycznych, by nie zestawić ze sobą dwóch słów „terrorysta” i „islam”. A druga strona, czyli faktyczni terroryści islamscy bądź wprost przyznają się do aktu terroru, bądź pochwalają go i zachęcają do naśladownictwa. Zatem albo czynią, albo inspirują. Musimy pamiętać, że prawo szariatu wyraźnie różnicuje: są dwa światy – muzułmański i niemuzułmański. I są dwa prawa – to dla muzułmanów (mężczyzn) i to dla niemuzułmanów i kobiet. Między tymi światami nie ma styczności. Między nimi jest i musi być wojna.

Czy dzieci muzułmańskie idące z nauczycielami przez brytyjskie miasta z okrzykami allah akbar na ustach, wyrzucanie Anglików z ich ulic i miast czy modły muzułmańskie na asfalcie - czy to poszczególne etapy dobrze przemyślanej islamizacji?

Muzułmanie wykorzystują do bólu naiwność Zachodu. Zachód wierzy w boga, który dawno co prawda zawiódł, w demokrację. Dlatego w imię tolerancji religijnej pozwalają wznosić okrzyki do Allaha muzułmanom, sami zdejmując krzyże. Cieszy się Zachód zapewne, że uczestnicy owej procesji z krzyżem zostali przy życiu – tylko ich zwyzywano, może lekko poturbowano. Czyż nie jest to przejaw wpływu naszej cywilizacji na islam? Zachód niechętnie widzi obecność publiczną chrześcijaństwa tworząc karkołomne pojęcia neutralności i autonomii, ale z uznaniem patrzy na asfalt pokryty islamistami.

Muzułmanie to widzą i  mają sporo radości. Zdobywają nowe tereny za pomocą uległości Zachodu.

Czy takie tragiczne wydarzenia mamy przyjmować jako ,,znak czasów'', tak jak społeczności w Europie Zachodniej i komu może zależeć, abyśmy  w pewien sposób zaakceptowali, że tak już ma wyglądąć nasz świat?

Szczere mówiąc nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Może idziemy tą ciemną nocą, doznając upokorzenia i cierpienia, by uświadomić sobie, jakiego dziedzictwa się wyzbywamy. Ale to jest bardzo wysoka cena..

Czy społeczeństwa zachodnie skazane są na wchłonięcie przez islam i czy może on ruszyć za jakiś czas na Polskę, po - w pesymistycznej wersji  - ,,skonsumowaniu '' Niemiec, Francji i Wlk. Brytanii?

Zagrożenie jest ogromne. My już praktycznie graniczymy od zachodu z państwem po części islamskim. Oficjalne strony internetowe Bundestagu są w czterech językach, w tym arabskim.

My mamy prawo się bronić przed importem islamizacji i wojny religijnej. Wiem, wiem, czytelnicy bardzo gorliwi zarzucą mi, że nie respektuję nauczania Papieża. Przytoczą mi jego apele w rozmowach z dziennikarzami i wymowne gesty. Ja jednak nie nazwałbym równoważników zdań i bon motów nauczaniem. Nauczanie mamy w dokumentach Kościoła. Na przykład w Ecclesia in Europa św. Jana Pawła II czytamy: „Każdy musi przyczyniać się do rozwoju dojrzałej kultury otwartości, która ma na uwadze jednakową godność każdej osoby i należytą solidarność z najsłabszymi, domaga się uznania podstawowych praw każdego migranta. Do władz publicznych należy sprawowanie kontroli nad ruchami migracyjnymi, z uwzględnieniem wymogów dobra wspólnego. Przyjmowanie migrantów winno zawsze odbywać się w poszanowaniu prawa, a zatem, gdy to konieczne, towarzyszyć mu musi stanowcze tłumienie nadużyć”.

A wszystko to dlatego, że miłować nieprzyjaciół nie znaczy dać gwałcić i zarzynać.

Dziękuję za rozmowę