Fronda.pl: 8 marca ma się odbyć powtórka „czarnego marszu”. Organizatorki wskazują na rzekome opresje jakim poddawane są kobiety. Mają na myśli na przykład brak aborcji na życzenie?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Trudno jest mi oceniać to, co panie organizujące protesty mają na myśli. Ta trudność wynika z bardziej elementarnej trudności – odkrycia w ich poglądach znamion myślenia. Ale przyjmijmy faktycznie, że chodzi o brak aborcji na życzenie. Aborcjonistki i zwolennicy aborcji powołują się przy tym na tzw. „prawo do aborcji” i tzw. „prawa reprodukcyjne” (ich składową miałoby być właśnie tzw. „prawo do aborcji”). Zostawmy na razie na boku kwestie fundamentalnie ważne i podstawowe – czym jest aborcja (a jest zabiciem niewinnego, niechcianego dziecka). Ale spróbujmy spojrzeć na samo „prawo do aborcji” z akcentem na „prawo”. Ma ono być prawem człowieka. Są niekwestionowane prawa osoby ludzkiej, które wynikają z samego faktu bycia człowiekiem – np. prawo do życia czy prawo do wolności. Czy tzw. „prawo do aborcji” jest takim prawem? Oczywiście nie. Nikt chyba nie twierdzi, że jest ono prawem podstawowym. Raczej jest traktowane jako prawo pochodne od prawa podstawowego. Jakiego prawa?

Tutaj z pomocą przychodzi historia ustanowienia tego „prawa do aborcji” w USA w latach siedemdziesiątych XX wieku (zauważmy przy okazji, że przez setki i tysiąclecia świat obywał się bez tego „prawa”). Z czego wywiedziono w światłej Ameryce „prawo do aborcji”? Z „prawa do prywatności”! Do tej pory nie skonstruowano żadnego innego uzasadnienia. Jaki jest związek logiczny miedzy „prawem do prywatności” a „prawem do aborcji”? Pewnie taki, że kobieta dokonująca aborcji chciała czynić to legalnie i bez nagłośnienia. Ale przecież nie trzeba być filozofem prawa, by dostrzec, że całe to uzasadnienie jest jednym wielkim bełkotem. Jest kompletną bzdurą. Prawo do aborcji ma taka samą moc prawną jak konstytucyjne prawo do golenia brody brodaczom (można by je wywieść z prawa do równości, pod warunkiem, że to prawo będą ustalać nie brodaci i oni będą mieć siłę przebicia). Powiedzmy jasno: tzw. „prawo do aborcji” jest absurdalnym roszczeniem, które nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia.

Argumentacja jednej z organizatorek protestu jest warta przytoczenia. Według niej rząd traktuje kobiety jako osoby, które nie są w stanie decydować o własnym zdrowiu i życiu. Czy faktycznie chodzi o „własne” zdrowie i życie?

Po pierwsze warto zwrócić uwagę na fakty, potem na demagogię. Aborcja w Polsce, w ponad 90 procentach jest aborcją nie ze względów tzw. medycznych, tylko eugenicznych. Dzieci są zabijane nie dlatego, że zagrażają życiu kobiety-matki, ale dlatego, ze są niechciane przez rodziców. To jest fakt, to jest statystyka, to jest ewidencja.
Zasłania się ją demagogią, jakoby istniały setki, tysiące zagrożeń dla życia ludzkiego w wyniku ciąży. Co ciekawe, aborcjoniści mówią tutaj o zastosowaniu zasady podobnej jak w ocenie etycznej zabójstwa w obronie własnej. Są to zarazem ci sami ludzie, którzy odmawiają płodowi – „agresorowi” świadomości jako kryterium człowieczeństwa. Mogę zabić w obronie własnej, gdy mam do czynienia z agresorem, który w sposób świadomy i dobrowolny zagraża mojemu życiu. Więc, kochani aborcjoniści zdecydujcie najpierw – czy płód jest świadomym agresorem czy też skoro nie ma świadomości nie jest człowiekiem? I dostosujcie do tego swoją argumentację.

W podanym przypadku demagogii wyraźnie widać, że płód nie ma statusu bytu ludzkiego, nie jest ludzkim życiem., Praktycznie nie istnieje. Co najwyżej istnieje jako problem zagrażający zdrowiu i życiu matki. Aborcja jest wówczas formą terapii, ale zauważmy, że jest to zbrodnicza terapia wobec samego dziecka poczętego. Nigdy nie jest tak, że aborcja decyzją o zdrowiu i życiu kobiety. Może zainteresowane panie tego nie wiedzą, bo edukacja ideologii feministycznej przysłoniła im wiedzę biologiczną, ale płód jest nowym bytem ludzkim, jest nowym ludzkim istnieniem. I nie jest on produktem pączkowania kobiecego ego. Jest efektem połączenia materiału genetycznego męskiego i żeńskiego. Decyzja o aborcji jest zawsze decyzją dotyczącą trojga ludzi – dziecka, matki i ojca.

Organizatorki nie ukrywają politycznego charakteru tego marszu. Twierdzą, że rząd w Polsce daje im co trzeci dzień powód do wychodzenia na ulicę. Czy przynajmniej część kobiet uczestnicząca w takich protestach to ofiary politycznego cynizmu tych, którzy pod hasłem „praw kobiet” walczą z rządem?

Mamy do czynienia z histeryczną agresją opozycji wrogiej każdemu, kto nie jest opozycją. To jest wrogość wymierzona w rząd, Kościół, ludzi myślących, związki zawodowe, normalne małżeństwa, rodziny. I każdy pretekst jest tutaj dobry. To tylko obstrukcja myślenia sprawia, że opozycja wroga każdemu, kto nie jest opozycją potrzebuje aż trzech dni na mobilizację do protestu. Wyjechałem wczoraj w słonecznej aurze, dziś jest chłodno i pochmurno – powinien już być protest. Jutro odbędzie się posiedzenie rządu – przecież to okazja do protestu masowego. Pojutrze, Dzień Myśli Braterskiej, a ten scouting taki chrześcijański – ależ by się przydał protest pionierów i harcerskiej służby Polsce socjalistycznej.

Nie łudźmy się – panie walczące o „prawa kobiet” nie mają bladego pojęcia czym są prawa człowieka i jak mają uzasadnić swoje roszczenia. No może jedynie bardzo intelektualnie rozwiniętym zdaniem – argumentacja „bo tak jest w Europie”. Ale tak naprawdę, o czym panie rozgarnięte inaczej nie wiedzą, w Europie oficjalnie nie ma prawa do aborcji. Przytoczę za Ordo Iuris: „W swoich różnorodnych orzeczeniach Europejski Trybunał Praw Człowieka wprost oświadczył, że aborcja nie jest prawem wynikającym z Konwencji: nie istnieje prawo do aborcji albo do jej wykonania”. Są prawa poszczególnych państw członkowskich, ale nie ma jednolitego prawa do aborcji na życzenie. Powtórzmy raz jeszcze - panie walczące o „prawa kobiet” nie mają bladego pojęcia czym są prawa człowieka i jak maja uzasadnić swoje roszczenia

Organizatorki marszu 8 marca chcą również aby lekcje religii nie odbywały się w szkołach. Jak oceniać taką propozycję?

To tylko pokazuje, że organizatorki protestu łączą obronę życia ludzkiego z religią katolicką (bo ta jest uczona w szkołach). W pewnym sensie chwała im za to. Bo istotnie misją Kościoła jest służyć Ewangelii życia.
Natomiast panie od czarnego protestu nie kojarzą zapewne, że obok irracjonalnych roszczeń typu „prawo do aborcji”, są autentyczne prawa człowieka, a wśród nich prawo do wolności religijnej. To pokazuje, kto jest po stronie praw człowieka, a kto je depcze.

Czy do tego rodzaju wydarzeń musimy się przyzwyczajać?

Absolutnie nie musimy się przyzwyczajać. Wręcz przeciwnie, nie wolno nam zgodzić się na takie działania. Zło trzeba przezwyciężać dobrem. Musimy więc wyjść na ulice w marcu w marszach za obroną życia i rodziny. Musimy wspierać fundacje promujące obronę życia i rodziny.

I musimy obserwować tę drugą stronę. Brakowi rozumu towarzyszy eksplozja emocji. A w niej pojawiają się wypowiedzi bądź nonsensowne (feministka wrzeszcząca o niezgodzie na dyktaturę kobiet), bądź karalne. I takie wypowiedzi trzeba wydobywać i zgłaszać. Na przykład postulat wyprowadzenia religii ze szkół jest - w moim odczuciu laika nie prawnika – nawoływaniem do łamania konkordatu. To chyba jest naruszenie prawa. Wiele wypowiedzi na czarnych protestach porażało swoją wulgarnością i prymitywizmem. Trzeba na to reagować. Bez nienawiści, ale z siłą dobra. Trzeba też umacniać ruchy na rzecz obrony życia. Dążyć do ich jedności działania. Przecież damy radę!

Dziękujemy za rozmowę.