Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Nasz portal zamieścił informację w związku z mailem księdza prof. Dariusza Oko o satanistycznej piosence, i teledysku ''Jestem dzieckiem diabła'', który nakręcono w tym roku w brukselskim studiu nagrań, z udziałem dzieci. Jak Ksiądz skomentowałby takie praktyki?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Przyznam najpierw, że w bliskim czasie otrzymałem dwa maile. Ten, od ks. prof. Oko był poprzedzony innym, od mec. Jerzego Kwaśniewskiego. Pan mecenas pisał w nim o sytuacji, przedstawionej mu przez kobietę, matkę 4-letniego chłopca, w którego przedszkolu podjęto kampanię, której celem było zabronienie zorganizowania tradycyjnych jasełek i zakaz nauczania śpiewu kolęd. Oczywiście, nie była to do końca oddolna inicjatywa rodzicielska. Jak zazwyczaj w takich wypadkach bywa, usłużny rodzic stał się narzędziem rozgrywanym w czyichś rękach.

W tym przypadku nie było trudności z identyfikacją korpusu, do którego należały te ręce. Jak pisze mecenas, przedstawiciel Stowarzyszenia Ordo Iuris: „Do walki z jasełkami nawołuje m.in. Fundacja Wolność od Religii, której projekt walki z nauczaniem religii w szkołach finansowała z tzw. funduszy norweskich powołana przez George'a Sorosa Fundacja Batorego.Cel takich działań jest jeden: zdeptać bożonarodzeniową ufność i radość naszych dzieci, pozbawić je intuicyjnego zrozumienia tradycyjnych wartości i symboli". 

Wkrótce po tym mailu otrzymałem ten, przywołany przez panią redaktor. Ja widzę w tych zdarzeniach pewien ciąg konsekwencji - tej permanentnej walki anty-ewangelii z Ewangelią, fizjologicznego ateizmu z chrześcijaństwem, a dokładniej - z katolicyzmem. Można oczywiście ignorować taką walką na poziomie przedszkolnym, ale nie można wówczas dziwić się, że dochodzi do promocji satanizmu. Wypierane jest z okresu początków formacji człowieka, to, co jest w nas najpiękniejsze - Bóg, miłość, wiara, nadzieja, a w to miejsce pojawia się zbrodnia i nicość. Bo szatan nie ma nic innego do zaoferowania. Promocja satanizmu w każdym czasie uwłacza człowiekowi, ale promowanie szatana przez małe dzieci w okresie Świąt Narodzenia Pańskiego to jest kloaczna perwersja. Przy czym taka perwersja winna być karana jak zbrodnia. Bo to jest zbrodnia na dziecku i jego sercu.

Drugie pytanie dotyczy innej kwestii - propozycji zmian w modlitwie ''Ojcze Nasz''. Dlaczego, zdaniem Księdza Profesora, Ojciec Święty chce, by zmianie uległy słowa "I nie wódź nas na pokuszenie"- czy taka zmiana służy dobru wiernych i Kościoła?

Dotykamy tutaj zupełnie innej kwestii, radykalnie wręcz odmiennej, ale... Tym, co poniekąd łączy obie sprawy, to trudności w przyjęciu i zrozumieniu tradycji. W pierwszym przypadku przeradza się to w perwersyjne działanie, w drugim - w... nieporadność. Warto może przypomnieć najpierw fragment Katechizmu Kościoła katolickiego, który analizuje słowa Modlitwy Pańskiej.
„Prośba ta nawiązuje do poprzedniej, ponieważ nasze grzechy są skutkiem przyzwolenia na pokusę. Prosimy naszego Ojca, by nas nie "wodził na pokuszenie". Pojęcie greckie, które występuje w tym miejscu, jest bardzo trudne do przetłumaczenia. Ma ono wiele znaczeń: "abyśmy nie ulegli pokusie" 120 , "nie pozwól, byśmy doznali pokusy". "Bóg nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi" (Jk 1, 13); przeciwnie, chce nas wszystkich wyzwolić. Prosimy Go, by nie pozwolił nam wejść na drogę, która prowadzi do grzechu. Jesteśmy zaangażowani w walkę "między ciałem a Duchem". Prośba ta jest błaganiem o Ducha rozeznania i mocy" (nr 2846).

Mamy więc do czynienia z tekstem ewangelicznym, który dopuszcza różne, poprawne filologicznie tłumaczenia. Ale sens tych tłumaczeń nie jest już różny, ponieważ Bóg nie jest źródłem zniewolenia, ale wyzwolenia. I prośba nie jest prośbą do Boga, aby zaniechał złych działań wobec nas, ale jest prośbą o to, by pomógł nam we właściwym rozeznaniu działań. Potwierdza to kolejny punkt Katechizmu: „Duch Święty pozwala nam rozróżniać między próbą, konieczną do wzrostu człowieka wewnętrznego ze względu na "wypróbowaną cnotę" (Rz 5, 3-5), a pokusą, która prowadzi do grzechu i śmierci. Musimy także rozróżniać między "być kuszonym" a "przyzwolić" na pokusę. Rozróżnienie to obnaża kłamstwo kuszenia; pozornie "ma owoce dobre... jest ono rozkoszą dla oczu" (Rdz 3, 6), ale w rzeczywistości tym owocem jest śmierć".

Katechizm przywołuje też w tym miejscu bardzo mądry tekst Orygenesa: „Bóg nie ma zamiaru zmuszać do dobra, gdyż chce mieć do czynienia z istotami wolnymi... W pewnym sensie kuszenie ma coś z dobra. Nikt - poza Bogiem - nie wie, co nasza dusza otrzymała od Boga, nawet my sami tego nie wiemy. Kuszenie to ukazuje, byśmy w końcu poznali samych siebie i dzięki temu pokazali swoją nędzę oraz składali dziękczynienie za dobra, jakie kuszenie nam ukazało".

Czyli zwrot ''nie wódź nas na pokuszenie'' nie wskazuje, że Bóg chce nas narazić na zło, ale uprzedza, że ze złem przyjdzie nam się mierzyć?

Ta prośba, wcale niełatwa, dotyczy równie niełatwej kwestii - zmagania się człowieka z próbą, która go dotyka i będzie dotykać. Jest ostatecznie uznaniem, że ponad tym zmaganiem jest zawsze Bóg, od którego wszystko zależy.
Jestem zdania, że sprawy trudne trzeba raczej tłumaczyć, niż je upraszczać. Obawiam się, że Papież działając zapewne w dobrej woli duszpasterza, chce pomóc. Ale ta pomoc może okazać się tragiczna w skutkach.

Nie wierzę bowiem, że po takim zadziałaniu, my, jako wierni sięgniemy po Katechizm, po „Wykład pacierza" św. Tomasza, po wiele innych komentarzy. Pozostanie jako fakt - zmiana treści modlitwy Chrystusa! Zmiana! A takie hasło i taki fakt, może prowokować do dalszych zmian, choćby tych bzdurnych, o których czasem słyszymy z nurtów pseudoteologii feministycznej - by zamienić „Ojcze nasz" ma „ojcze nasz i matko nasza"... Czyż nie lepiej starać się zrozumieć słowo Boga, niż nakłaniać Boga, by przyjął nasze niezrozumienia i błędy jako własne?
I jeszcze jedno - wolałbym, by Biskup Rzymu nie doprecyzowywał słów Pana Jezusa, ale zadbał o precyzję własnych wypowiedzi. To byłoby z większym pożytkiem i dla niego, i dla nas.

Dziekuję za rozmowę