Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: We wczorajszym zamachu dokonanym przez ISIS zginęli kolejni niewinni ludzie, na ruchliwym deptaku La Rambla w Barcelonie.  W takich sytuacjach część wierzących może spytać: Boże, dlaczego do tego dopuszczasz? Jaka jest odpowiedź?

Ks. prof Paweł Bortkiewicz, (TChr): To jest faktyczny dramat i kolejne pytanie wobec dramatu ludzkiego cierpienia: dlaczego jest zło? Gdzie jest Bóg? Boję się uproszczonych odpowiedzi. Może dlatego, że sam Chrystus Pan, w godzinie swojej męki i agonii na krzyżu nie głosi wykładu z zakresu teodycei czy teologii cierpienia. On po prostu jest! Jest w samym sercu cierpienia, na samym szczycie ludzkich cierpień. Jest zarazem na dnie ludzkiego opuszczenia i samotności. To, co Bóg mówi nam poprzez krzyż Chrystusa to dwa słowa: „jestem" i „miłość". Bóg jest!

Pośród całej kruchości naszego istnienia, pośród owego heideggerowskiego Sein-zum-Tode, które znaczy bytowanie-ku-śmierci, pośród tego wszystkiego Bóg jest! I jest miłością! Jeśli to odrzucimy, każda śmierć, zwłaszcza tak tragiczna staje się bezsensowna! Ktoś powie: a co mi daje to, że ten Bóg jest, skoro niewinny człowiek zginął! Jednak, przyjęcie prawdy o obecności Boga pozwala złączyć tę niewinną śmierć z krzyżem Syna Bożego i nadać jej sens i wartość. Nie mówię, że jest to łatwe i proste. Ale jest to możliwe.
Być może także, zamiast pytać „Boże, dlaczego do tego dopuszczasz?" powinniśmy zapytać samych siebie, dlaczego zatrzasnęliśmy drzwi przed Bogiem, drzwi naszego życia, dlaczego uczyniliśmy Go wielkim nieobecnym?

Czy nadszedł czas dla Europy Zachodniej, by wypowiedzieć prawdziwą wojnę islamskim najeźdźcom i zabronić, by pontony i statki z migrantami dobijały masowo do europejskich brzegów?

Nie lubimy słowa wojna, ale prawdę mówiąc ona się toczy. I toczy się na zasadach dotąd nam nieznanych. W myśli europejskiej istniała doktryna tzw. wojny sprawiedliwej, która uzasadniała przede wszystkim możliwość obrony własnego terytorium i własnego narodu. Zawsze też starano się w wojnach w naszym obszarze cywilizacyjnym o pewne aspekty humanitaryzacji działań wojennych. istniały kodeksy etyczne rycerskie, istniały konwencje o prawach więźniów, chroniące ludność cywilną. Oczywiście nie zawsze ich przestrzegano, były ignorowane, naruszane, łamane. Ale zawsze traktowano ten fakt, jako patologię, jako barbarzyństwo.

Dlaczego o tym wspominam? Czytam na jednym z portali słowa p. senatora Stanisława Koguta, który był naocznym świadkiem zdarzenia: „Szedłem tym pasażem z małżonką i wnukiem, nagle słychać było potworny huk i było widać, że pierwsze uderzenie było w dziecko w wózku, który prowadziła matka". To zdanie pokazuje radykalną przepaść cywilizacyjną – w ataku islamskim priorytetem stało się uderzenie w matkę z dzieckiem! Ten obraz kreśli się jak symbol. Dlatego bełkotem są słowa o tym, że ..."nie możemy dać się zastraszyć, nie ulegniemy... Wstaniemy mocniejsi"...  Te słowa są żałosne i absurdalne. Tutaj nie ma miejsca na „okołotematyczne" i „atematyczne" sformułowania. Jest czas walki, wojny cywilizacyjnej  - trzeba to sobie uświadamiać i podjąć tę walkę jednoznacznie. Poczynając od zatrzymania fali barbarii i zatrzymania obłędu Europy pod tytułem „pomoc dla nachodźców"!

Mimo stałych zagrożeń ze strony islamskiego terroryzmu nadal wybierani są przywódcy, którzy islam popierają - E. Macron, A. Merkel, która pewnie wygra wybory w Niemczech, do tego postępuje odchodzenie od wiary katolickiej na masową skalę w tych państwach. Jak w tej sytuacji może wyglądać Europa za 10 lat?

Faktem jest, że te wybory mają miejsce. Zapewne dlatego, że nie ma dobrych kontrkandydatów. Jak można nie głosować na Bundeskanzlerin, skoro kontrkandydatem jest parobek i prostak? Jak można było do końca zaufać Marii Le Pen, skoro jej sympatie prorosyjskie były jakby wzięte z obrazka całującego się Honeckera z Breżniewem? I wywoływały te same odczucia estetyczne?

Na Zachodzie jest ogromny deficyt autorytetów i mężów stanu. To choroba niemal całej współczesnej Europy. Niemal, bo liderzy dwóch państw Europy Centralnej, którzy zgodnie wyrażają dystans do unijnej polityki migracyjnej są bodaj jedynymi godnymi nazwy „męża stanu".

Ale problem istotnie jest nie tylko polityczny. Sięgam do książki Patricka J. Buchanana „Śmierć Zachodu". I czytam: „Inwazja imigrantów grozi destrukcją kraju, w którym wyrośliśmy oraz przekształceniem go w konglomerat narodów, które nie mają ze sobą prawie nic wspólnego – ani historii, ani bohaterów, ani języka, ani kultury, ani wiary, ani tych samych przodków. [...] 'Nasz świat' wywrócił się do góry nogami. To, co wczoraj było słuszne i prawdziwe, dzisiaj jest fałszem i złem. To, co niegdyś było niemoralne i karygodne p rozpusta, aborcja, eutanazja, samobójstwo – dziś stało się 'postępowe' i 'chwalebne'. Dawne cnoty stały się grzechami, dawne grzechy – cnotami".
A to, jak może wyglądać Europa w niedalekiej przyszłości opisał już Michel Houellebecq w swojej „uległości". Niestety, elity europejskie są na takim poziomie intelektualnym,  że twórczość  Michela Houellebecqa, Patricka J. Buchanana jest ponad ich możliwościami. A wizja Europy jedynie godnej siebie, jaką prezentował św. Jan Paweł II? Toż nie można oczekiwać, by jajogłowi zrozumieli człowieka mądrego. Niestety.

Dziękuję za rozmowę