Gdybym patrzył na Kościół, jak na korporację zarządzana tak fatalnie, to byłbym przerażony. Ale Kościół to dzieło Boga i to Mistyczne Ciało Chrystusa. Zapewne jest w tej chwili ranione, ale skoro bramy piekielne Go nie przemogą, to nie dadzą rady ani prominentni kardynałowie, czy przełożeni zakonni - mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.


Paweł Chmielewski, Fronda.pl: Stolica Apostolska po długich sporach udzieliła "Nihil obstat" ks. prof. Ansgarowi Wucherpfennigowi SJ, niemieckiemu jezuicie, który: błogosławi związki jednopłciowe; optuje za uznaniem aktów homoseksualnych za bezgrzeszne; uważa, że Biblia nie potępia homoseksualizmu; chce, by kobiety mogły spowiadać. Ks. Wucherpfennig najpierw "Nihil obstat" nie otrzymał, ale po interwencji o. Arturo Sosa Abascala i kard. Reinharda Marxa to się zmieniło. Będzie rektorem katolickiej uczelni we Frankfurcie nad Menem; jak zapowiada, zamierza dalej ,,twórczo'' rozwijać w pracach naukowych swoje koncepcje i ma nadzieję, że nauczanie Kościoła się zmieni. W niemieckim episkopacie coraz więcej biskupów głośno apeluje o zmianę katolickiego nauczania na temat seksualności, a homoseksualizmu zwłaszcza, należy zmienić. Oficjalnie mówi się o akceptowaniu księży gejów, wbrew instrukcjom Watykanu. Stolica Apostolska nie reaguje na te rzeczy. Jak należy to w ocenie Księdza Profesora odczytywać? Czy zmieni się postrzeganie homoseksualizmu przez Magisterium? A może papież pozwoli, by Niemcy sami definiowali, jak ma to wyglądać w ich kraju?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Można spoglądać na ten incydent jako pewien szczególny kazus, sam w sobie niepokojący. Niepokojącym jest to, że teolog, jawnie sprzeciwiający się doktrynie Kościoła (załóżmy przez moment, że aktualnie - z akcentem na owo „aktualnie” - obowiązującej, ale jednak przecież obowiązującej) zostaje nadal rektorem nominalnie katolickiej uczelni. To jest niepokojące, bo kwestia nie jest marginalna. Ona dotyczy oceny ludzkiej płciowości, dotyczy miejsca Kościoła we współczesności. To temat na długa rozmowę-rzekę, ale w tym momencie powiem skrótowo; stanowisko ks. prof. Ansgara Wucherpfenniga SJ potwierdza priorytety rewolucji seksualnej. Innymi słowy autorytetem dla niemieckiego jezuity jest Marks, Mao Tse Tung i Marcuse, a nie Chrystus, Tomasz z Akwinu czy Jan Paweł II. Niemiecki teolog opowiada się zarazem za tym, by Kościół dostosował się do wizji współczesności kształtowanej przez lewacką kulturę w imię manifestów rewolty 1968 roku. Zatem Kościół nie ma być faktycznie Kościołem Chrystusa, ale instytucją lewackich bojówek lub lewackich deprawatorów. Chyba nie trzeba podkreślać, że słowo „niepokój” jest tutaj bardzo słabe. Ale w tym incydencie jest jeszcze jedna płaszczyzna. Owa machina protekcji. Arturo Sosa Abascal i Reinhard Marx. Obaj dygnitarze kościelni pojawiają się nie po raz pierwszy na scenie współczesnych zdarzeń. Gdybym był złośliwy zaproponowałbym o. Sosie Abascal, by dodał w swoim nazwisku jeszcze człon Engels - w wtedy mielibyśmy już jasność. Ale odrzucając złośliwości - mocno zastanawia ten upór i ta determinacja obrońców ks. prof. Ansgara Wucherpfenniga SJ. Próbuję znaleźć jakieś słowo zaangażowania Abascala i Marxa w sprawę Asi Bibi. Albo szerzej - w sprawę prześladowanych chrześcijan, zabijanych nienarodzonych, albo wyzyskiwanych seksualnie przez genderowych deprawatorów. Nie, obaj dygnitarze bronią niemieckiego heretyka jezuickiego…

Czy to tylko incydent? Pan Redaktor zauważa wnikliwie, że jest to raczej ilustracja tendencji widocznych w działaniach niemieckiego episkopatu. Działania te są z kolei aprobowane przez instytucje watykańskie. Trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie - to do złudzenia przypomina strategię marszu przez instytucje proponowanego przez lewacką szkołę frankfurcką. Nie jest zatem proponowana nam rewolucja z jakiegoś groteskowego komiksu: w loggii Bazyliki Piotrowej pokazuje się człowiek przypadkowy, który niekoniecznie wie, kim jest żywy Kościół. To oczywiście groteskowa karykatura. Ale zamiast tego mamy sytuację, w której milcząca aprobata towarzyszy działaniom fundamentalnie ważnym - na uniwersytecie katolickim jest rektorem człowiek, który podważa doktryną moralną, ale i sakramentologię (zmienia sakrament kapłaństwa). Jego promotorami są - generał jezuitów i jeden z najbardziej wpływowych kardynałów. A Kongregacje i dykasterie watykańskie milczą… To więcej niż niepokój - to groza!

Wydaje się, że te zmiany należy odczytywać w jednym ciągu z dopuszczeniem rozwodników do Komunii, dopuszczeniem protestantów do Komunii, akceptacją antykoncepcji. Do Kościoła na naszych oczach od kilku dziesięcioleci wlewa się szerokim strumieniem myślenie skrajnie liberalne, wyrastając z oświeceniowej rewolucji, z filozofii Kanta, wreszcie z marksizmu. Papież Franciszek adhortacją Amoris laetitia niejako wieńczy starania progresistów o danie im „przestrzeni” do podejmowania rozmaitych działań na rzecz zmian. Ale jeszcze przed Franciszkiem na wiele przymykano oczy. Czy jest przesadą mówić, że Kościół znalazł się w stanie chorobowym, rewolucyjnym – i jeżeli tak by było, to czy może z tego stanu wyjść?

To bardzo dramatyczna diagnoza. Wielu stwierdzi zapewne, że źródłem tej sytuacji jest otwarcie się Kościoła na świat, duch Soboru i jego dialogalność. Wspominam o tym, by wyraźnie przestrzec przed takim spojrzeniem. Sobór jest wspaniałym dziełem Ducha Świętego i świętych papieży. Natomiast dzisiaj obserwujemy oderwanie Kościoła od podstawowej substancji - od żywego Chrystusa. To, co dzisiaj próbuje się skonstruować to instytucja społeczno-charytatywna kierująca się normą opinii publicznej, normą ducha czasu, postępu, poprawności politycznej. To tego autorstwa jest nowe Breviarium Fidei, w którym znajdują się wspomniane przez Pana Redaktora tezy i postulaty. Wszystkie one osłabiają bądź deformują słowa Chrystusa, a poddają nowe normy opinii publicznej. Ta opinia ma wszakże krótką pamięć. Niewielu pamięta dziś, że źródłem nowego dogmatu o normalności i powszechności zachowań homoseksualnych są badania dewianty Alfreda Kinseya wśród prostytutek i przestępców seksualnych. Niewielu próbuje wczytać się w zwięzłą i piękną encyklikę Humanae vitae, która przypomina, że skoro człowiek nie jest absolutem, nie ma zatem absolutnej władzy nad życiem i płodnością. Niewielu próbuje odczytać słowa św. Pawła o porównaniu małżeństwa do związku Chrystusa i Kościoła. Gdyby to czynili, to jak wytłumaczyć uznanie i dowartościowanie związków cudzołożnych? Jak porównać te związki cudzołożne ze związkiem Chrystusa i Kościoła? Czy ktoś naprawdę miałby odwagę budować dalej tę analogię?

Wspominam o tym, bo istotnie zasadne są Pańskie pytania - „czy Kościół znalazł się w stanie chorobowym, rewolucyjnym?” Niestety jestem przekonany, że jest to czas zakrętu, załomu… Papież próbuje zmieniać już nie tylko myślenie i przekonania, ale i struktury instytucjonalne i mechanizmy rządzące tymi instytucjami. Tak mogą świadczyć postulaty synodalności… Jakby echo demokratycznego głosowania nad prawdami w Kościele. Z tym, że nie są to głosowania nad budżetem (te akurat chyba są w kręgu bardzo wąskich centrów decyzyjnych), ale nad prawdami wiary i moralności. Gdybym patrzył na Kościół, jak na korporację zarządzana tak fatalnie, to byłbym przerażony. Ale Kościół to dzieło Boga i to Mistyczne Ciało Chrystusa. Zapewne jest w tej chwili ranione, ale skoro bramy piekielne Go nie przemogą, to nie dadzą rady ani prominentni kardynałowie, czy przełożeni zakonni. Wraz z ich aktywnością, wzrasta też liczba „konserwatywnych” katolików, czyli po prostu ewangelicznych katolików. Oni są nadzieją Kościoła.

Jak ma się pozycjonować względem tych wszystkich zmian polski katolik żyjący za granicą? Katolik z jednej strony wzywany do wierności Magisterium przez znane sobie nauczanie i Katechizm, z drugiej porywany na nowe tory przez swojego biskupa deklarującego działanie w zgodzie z Piotrem - i często przez tego Piotra rzeczywiście akceptowanego. 

Miejscowy biskup nie jest nieomylny. A Biskup Rzymu raczej stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi. Nie chcę tego jednak banalizować. Jest to rosnący dylemat wiary i katolickich sumień. Kościół nie jest hipermarketem, w którym pojawiają się nowe, bardziej atrakcyjnej towary idei i prawd wiary, albo promocje nowej moralności. Mamy Katechizm Kościoła, naruszony (mam na myśli karę śmierci), ale nie zmieniony. Mamy dokumenty Soboru, nauczanie Jana Pawła II. I tego się trzymajmy. A resztę zawierzajmy Panu Bogu. Zasada centralna jest taka: „Trzeba bardziej Boga słuchać niż ludzi”. Nawet jeśli tymi ludźmi są biskupi, nie wyłączając biskupa Rzymu, którzy wolą podążać za poprawnością polityczną i popytem popularności, a nie za słowami Chrystusa. Nie potrafię inaczej na to pytanie odpowiedzieć. „Trzeba bardziej Boga słuchać niż ludzi”.

Dziękuję za rozmowę. Szczęść Boże!