Nowa wersja językowa sprawozdania z synodu znacznie różni się od pierwszej, podanej kilka dni temu przez media. W najnowszej nie znajdziemy już najbardziej kontrowersyjnych sformułowań, dotyczących związków homoseksualnych. Dziennikarze, którzy dopiero, co obwieścili nadchodzącą rewolucję w Kościele, dziś spuszczają nos na kwintę. Skąd takie rozbieżności w wersjach językowych, o czym one świadczą i do czego prowadzą? - o to zapytaliśmy ks. Roberta Skrzypczaka.

Ks. dr Robert Skrzypczak: Biskupi prowadzą ożywiony dialog, a czasem nawet burzliwe dyskusje. To jest dobry znak, dowodzący tego, że pasterze Kościoła nie przechodzą obojętnie wobec spraw, które dotyczą wiernych. Taką zasadniczą sprawą jest małżeństwo i rodzina oraz szeroko pojęty problem ludzkich relacji, które sprawiają czasem wiele cierpienia. Dlatego potrzeba dziś rzetelnej i całościowej oceny oraz pomocy duszpasterskiej ze strony Kościoła.

W pierwszym sprawozdaniu z synodu znalazły się fragmenty, dotyczące miejsca osób homoseksualnych w Kościele i stosunku Kościoła do nich, które skupiły niemal całą uwagę mediów. Przede wszystkim należy tu podkreślić (a wynika to także ze sprostowania kard. Pétera Erdő), że sformułowanie to nie pochodziło z grup roboczych, ale zostało dodane przez redaktora tego sprawozdania, czyli abp Bruno Forte.

Uwaga mediów skoncentrowała się oczywiście na sprawie pobocznej. Przypomnę, że biskupi są zainteresowani przede wszystkim tym, w jaki sposób wesprzeć, wzmocnić rodzinę oraz tym, w jaki sposób Kościół może w dzisiejszej sytuacji głosić małżeństwo i rodzinę jako element Dobrej Nowiny dla świata.

Ogólnie, jeśli chodzi o atmosferę mediów wokół synodu, to wyraża ona podobne, budzone czasami nadmiernie i sztucznie, oczekiwania w stosunku do Kościoła, aby zmienił on swoje nauczanie i dotychczasowe nastawienie wobec pewnych zjawisk moralnych (chodzi o moralną ocenę pewnych zachowań seksualnych). To sytuacja podobna do tej, jaka miała miejsce w 1967 roku, gdy pracowała specjalna komisja teologów, lekarzy, specjalistów, powołana przez Pawła VI, żeby dokonać oceny antykoncepcji.

Wtedy było podobnie – z powołanej przez Pawła VI komisji wyszedł bardzo przychylny antykoncepcji dokument. Później pojawił się taki, w którym antykoncepcję odrzucono. A w końcu trzeci, który sformułowano tak, jakby miał służyć za podstawę dla ostatecznej wypowiedzi papieża. To wszystko zostało złożone Pawłowi VI.

[Przypomnę, że ważny udział miał w tym Karol Wojtyła i powołani eksperci z Krakowa. Kard. Wojtyła nie dostał paszportu i nie mógł bezpośrednio brać udział w pracach komisji, ale przygotował tzw. memorandum, czyli dossier, w którym zawarł swoje stanowisko. Wojtyła podawał tam argumentację, dlaczego antykoncepcja nie jest zbieżna z chrześcijańską, pełną wizją człowieka, osoby, małżeństwa, rodziny]

Dokument przychylny antykoncepcji został nie tylko przedstawiony papieżowi, ale także opublikowany. Stało się tak, aby wywrzeć na Ojca Świętego pewien nacisk. Oczekiwania na zmianę stanowiska Kościoła były ogromne, wyrażali je niektórzy biskupi, kardynałowie, płynęły także z niektórych uczelni katolickich i świeckich wiertnych.

Dziś sytuacja jest analogiczna do tej, sprzed kilkudziesięciu lat. Widać pewien nacisk, przede wszystkim ze strony mediów, które nie są zbyt bliskie życiu Kościoła, nie są zainteresowane ewangelizacją, ale przede wszystkim nakłonieniem Kościoła, by przestał być prorokiem, oceniającym życie ludzi, aby dostawał się do świata, poszedł na kompromis.

Nacisk na samych ojców synodalnych, na otoczenie Kościoła, by zmienił swoje stanowisko jest więc ogromny. Opinia publiczna domaga się od Kościoła, by był bardziej sympatyczny, bardziej „ludzki”, poszedł na rękę, wprowadził zmiany moralne...

Ta sytuacja nie oddaje prawdziwego sensu synodu. Nie patrzy się na synod z puntu widzenia, który bierze pod uwagę człowiek wierzący. Nie dostrzega się, że synod to dialog biskupów z Panem Bogiem, z Duchem Świętym. Biskupi szukają rozeznania, aby Kościół, który jest reprezentantem Chrystusa na ziemi, mógł okazać i w tej delikatnej kwestii absolutną wierność Ewangelii i absolutną zbieżność z tym, co można uznać za pełną prawdę o człowieku. Ten nacisk jest dezinformujący, jeśli chodzi o samo funkcjonowanie synodu i jego sens.

Poprawiony dokument jest wciąż dokumentem roboczym, który nawet nie ma charakteru końcowego. On po prostu zbiera głosy różnych kół językowych, w których pracowali biskupi. Z całą pewnością biskupi będą dążyć do tego, aby w ostatecznej wersji dokument odpowiadał pełnej prawdzie tego, co wydarzyło się na synodzie i uwzględniał wszystkie głosy, nie biorąc stronniczo pod uwagę tylko części z nich.

Ostatecznie synod nie zakończy się takim właśnie sprawozdaniem z prac zespołów roboczych, ale pewnym głosem wyrażonym przez papieża. Papież Franciszek na pewno zadba o to, by synod był synodem (jak mówi sama nazwa, synod oznacza „iść wspólnie”), aby Kościół nie podejmował decyzji, jak parlament, większością głosów, ale żeby pasterze uzyskali jedność, to znaczy dali się przekonać nie naciskom prasy czy opinii publicznej, ale Duchowi Świętemu.

Rozm. MaR