Dużo kontrowersji budzi nowy numer "The body issues" z aktami Agnieszki Radwańskiej. Jest wielu obrońców i wielu krytyków zdjęć, które się tam pojawiły. Często wypływa, wśród obrońców argument, że nie mamy tu przecież do czynienia z przedstawianiem osoby w sposób erotyczny czy pornograficzny, ale że jest to przedstawienie artystyczne podobne malarstwu wczesnonowożytnemu, czy renesansowemu. Czy to jest trafne porównanie?

W pewnym sensie trafne, w pewnym sensie mało adekwatne. Trafne w tym sensie, że zawsze człowiek szukał jakiś bogów i chciał się z nimi porównywać. Malarstwo ich przedstawiało. Dzisiaj miejsce bogów zajmują celebryci. Ci celebryci trafiają na okładki pism, do zdjęć, na plakaty. Celebryci pełnią rolę modeli i bogów, wchodzą także w rolę dawnych protektorów, patronów, świętych – oczywiście w formie całkowicie zlaicyzowanej.

Czyli są współczesną ikonografią? 

Trochę tak, a trochę widziałbym w tym jeszcze coś więcej. Celebryci to są osoby słynne i bardzo często osoby, które osiągnęły sukces. Są znane i u odbiorców mediów pojawia się ochota by z takimi osobami móc się zaprzyjaźnić, do takich osób się zbliżyć. To zbliżenie się do osoby, nawet skorzystanie z pięciu minut jej przyjaźni, bliskości, zwrócenia uwagi, jest związane także z pewnym apetytem na intymność. Tym można tłumaczyć fakt, że osoby słynne, ważne, przyciągają uwagę. I nawet taka, proponowana przez pismo, sesja osoby przedstawionej w wymiarze intymności, może się wiązać z apetytem na zbliżenie się do niej, na zaprzyjaźnienie się, przytulenie.

To jednak nie wyczerpuje kwestii.

Jest także druga strona. To wszystko ląduje teraz w bagnie pewnej kultury zdepersonalizowanej, odosobowionej, w której jedną drogą idzie ciało, a drugą drogą idzie osoba i jej życie. Dziś na sprzedaż, czy na pokaz są wystawiane tylko ciała, nie relacja z drugą osobą. Odnosząc się do tego co powiedziałem powyżej – często to, na co mielibyśmy ochotę wpada w pustkę, w próżnię. 

Jak to rozumieć? 

Próżnia odpowiada pierwotnemu i fundamentalnemu znaczeniu grzechu. Pierwsi chrześcijanie, zwłaszcza chrześcijaństwo greckie, grzech określało jako trafianie w próżnię, chybianie celu, czyli nieosiąganie tego czego człowiek pragnie i ma ochotę osiągnąć, znaleźć. To jakby szukanie życia tam, gdzie go nie ma. Wystawianie ciała na widok publiczny, taki usprawiedliwiony mediami voyeryzm, którego jeszcze do nie dawna ludzie się wstydzili i byli nim skrępowani, dzisiaj wydaje się, że jest istotnym elementem kultury. Z punktu widzenia chrześcijańskiego, takie spojrzenie na osobę, na człowieka, także osobę celebryty, ale także tego, który chce się do niego zbliżyć, jest to chybianie w pustkę. Mamy tu grzech nie tylko w sensie moralnym, ale i egzystencjalnym. Na końcu jest nicość i rozczarowanie – samotność.

Ksiądz powiedział, że analogia pomiędzy dawną sztuką, a aktami fotograficznymi jest nieadekwatna. To jest inna rzeczywistość – tu mam prawdziwą dziewczynę, która została sfotografowana, w malarstwie renesansu powiedzmy, nawet jeśli była modelka to ona została całkowicie zasłonięta decorum formy malarskiej, ale i symboliki w jaką to ciało było wstawiane. Na obrazach, możemy powiedzieć, to nie są ludzie.

W przedstawieniach scen biblijnych, czy mitologicznych ciało modela nie miało budzić ani pożądliwości, ani chęci wejścia w intymność tej osoby, tylko było zaproszeniem do kontaktu z misterium – choćby z tajemnicą człowieka, człowieczeństwa, osoby, kobiecości, męskości, miłości, namiętności. Dzisiaj celebryta wystawia się na widok publiczny w innym kontekście.

Czym jest zatem ciało?

Z chrześcijańskiego punktu widzenia człowiek jest jednością psychofizyczną i jeszcze do tego duchową. Tzn. nie można oddzielić ciała od osoby. Jan Paweł II w swojej teologii ciała mówił, że jest ono znakiem osoby, czyli także odsłonięte ciało, jego seksualność jest też znakiem osoby. Zatem prezentowanie komuś drugiemu tylko samego ciała jest pewnym kłamstwem, jest pewną formą oszukiwania człowieka, okłamywania. Z założenia moje ciało, moja seksualność służy do tego żeby wejść w relację z drugą osobą, z drugim człowiekiem. Tu nie chodzi o pokazanie się, ale o zadzierżgnięcie relacji, czyli wejście w intymność, podarowanie się. Ciało, które jest znakiem osoby służy temu by osoba mogła się urzeczywistniać w miłości – to znaczy podarować dać się. Celebryta, który eksponuje element swojego ciała, on wcale mi się nie chce podarować i on wcale nie chce ze mną wejść w relację. Zresztą bardzo często widać to po dzisiejszych modelkach, czy modelach, których sposób ekspresji też jest taki, że pomimo eksponowania siebie samego, często jest to nowoczesna forma religii własnego ja, w sensie patrz na mnie, podziwiaj, adoruj, ci modele najczęściej nie patrzą swoim adresatom w oczy, tylko patrzą w pustkę, patrzą w dal, ignorują jakby odbiorcę i nie mają żadnej ochoty nawiązać z nim kontaktu. Znów widzimy tu rodzaj kłamstwa. 

Fabrice Hadjadj o tych samych zjawiskach mówi, jako o odcieleśnieniu naszej kultury. Zatarciu właściwego rozumienia ciała.

Hadjadj w swojej książce "Mistyka seksu" pisze, że mamy w naszej kulturze wybauszenie seksu, nadmierne wyeksponowanie, a równocześnie przeniesienie seksualności i cielesności w przestrzeń popytu i podaży. Czyli żeby drugi człowiek się tym przejadł, żeby mu ten seks wyszedł dziurkami w nosie. To powoduje potem efekt odwrotny. Seksualność ludzka, która jest językiem nawiązywania flirtu, miłości, wtajemniczenia w drugiego człowieka, w siebie, przynosi efekt odwrotny. Wielu młodych ludzi, z którymi spotykałem się we Włoszech i zapraszałem do liceum by porozmawiać o teologii ciała i miłości rozpoczynało dialog od określenia swojego cynicznego stosunku do seksualności. Mówili, że miłość to reakcja chemiczna, że ciało to powłoka, albo jakieś "coś".

To wygląda na pogardę tego, jakie to ciało jest naprawdę. Potem mamy przykłady prób jego ulepszania, albo destrukcji, w każdym razie zmiany przez tatuaż lub piercing, świecką ascezę. To wygląda na ciągłe eksperymentowanie z czymś co wywołuje niezadowolenie, a to jest przecież niezadowolenie z tego jak Bóg stworzył nasze ciało.

Tak, to Bóg stworzył nasze ciało i to stworzył je jako seksualne, to znaczy uzdolnione do relacji. Męskość jest dla kobiecości, a kobiecość dla męskości, taki jest sens fizyczności. Ciało ludzkie traci sens, kiedy odrywa się od osoby i staje się czymś, jakby towarem, daniem, rozrywką. Współczesny typ czysto rozrywkowego spędzania czasu przed telewizorem lub klawiaturą komputera zamordował kategorię bliźniego, czyli kogoś drugiego, kto jest mi bliski, kto jest mi postawiony, dany i zadany jednocześnie. Ja z drugą osobą, której ciało odsłonięte widzę, czy nawet podziwiam, czy nawet się nim podniecam, wcale nie mam ochoty wejść w głębszą relacje, nie jestem zdolny do rozciągnięcia odpowiedzialności na jej życie. Dlatego to wszystko jest kłamstwem, a kłamstwo zawsze obrabuje nas z czegoś, pozostawi rozczarowanymi, pustymi. Obawiam się, że takie sesje, na które dają się namówić, nawet osoby z innego punktu widzenia wartościowe i które osiągnęły swoją ciężką pracą sukces, czyli mogą być wzorem postępowania i na prawdę punktem odniesienia dla wielu ludzi, nie tylko, że dają się wciągnąć w machinerię oszukiwania, ale także same są oszukane.

Rozmawiał Tomasz Rowiński