Podczas konwencji PO, premier Donald Tusk zadeklarował - "i jeśli wygramy - nasz przyszły rząd - nie będzie się nisko kłaniał ani bankierom, ani związkowcom". "Nie będziemy klęczeli przed księdzem, bo do klęczenia jest kościół - przed Bogiem". Zaskakująca deklaracja?

 

Premier powiedział, że klęka tylko przed Bogiem, a nie przed nikim i niczym, więc trudno czynić z tego jakiś zarzut. Retoryka wypowiedzi kampanii wyborczej, tej konwencji, miała swoje prawa. Śmieszą mnie wszyscy ci, którzy rozbierają przemówienie Tuska zdanie po zdaniu próbując ustawić go w roli jakiegoś wroga publicznego. Nie było tam nic takiego, co by mnie uraziło i nagle zmieniłbym o nim opinie. Nie ma co przesadzać. A czy pan klęka przed księdzem?

 

Klękam, gdy się spowiadam czy przystępuję do komunii świętej. To jest symbol pokory, szacunku.

 

Czyli klęka Pan przed Bogiem. I tu pełna zgoda - również widziałem premiera klęczącego, np. w Watykanie.

 

Ale można też słowa Tuska tak zinterpretować, że nie liczy się do końca z głosem polskich hierarchów, a nawet go kontestuje. Trochę jakby chciał sobie podporządkować Kościół, pokazać mu miejsce w szeregu.

 

Jeśli premier Donald Tusk powiedział, że nie będzie klękał przed bankierami, czy to znaczy, że wytoczył wojnę systemowi bankowemu? Nie przesadzajmy. To nie była jakaś szczególna deklaracja polityczna, raczej swoisty bon mot. Nie zauważyłem też, aby po tych słowach zniknęli z otoczenia premiera Tuska, ludzie, którzy są głęboko religijni, choć może nie robią tego szczególnie ostentacyjnie.

 

A jak ocenia ksiądz wciąganie, na listy wyborcze PO polityków lewicy: Arłukowicza, Rosatiego czy popierania Sierakowskiej i lansowania ich, razem z lewicową ideologią?

 

Nie podoba mi się to i jest mi całkowicie obce. Nie zgadzam się z nimi światopoglądowo i ideowo. Choć może gospodarcze poglądy Rosatiego są interesujące, to jednak nie wszystko czego oczekuję od polityka. Wydaje mi się, że to gra wyborcza, zresztą dość ryzykowna.

 

Czy PO przemieszcza się w szybkim tempie z partii centroprawicowej na lewą stronę?

 

Nie sadzę. Nie będę jednak ukrywał, że niektóre decyzje mnie zaskakują, ale mam nadzieję, że nie jest to trwały element, bardziej gorączka kampanii wyborczej.


 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski