Od kilkunastu dni trwa wyjazdowy festiwal polskich polityków i politykierów. Przyczynia się do tego w dużym stopniu telewizja, gdyż tym, którzy wdrapią się na trybunę na Majdanie w Kijowie, daje darmowy czas antenowy. A przecież w najbliższych czasie czeka nas kilka kampanii wyborczych. Dlatego też im kto mniej cokolwiek wie o sytuacji za Bugiem, tym bardziej w hałaśliwy sposób udziela do kamer telewizyjnych dobrych rad Ukraińcom.

Oglądając z zażenowaniem owe medialne show, nie znajduję w nim prawie żadnych wypowiedzi na temat sytuacji Polaków na Dniestrem i Dnieprem. Jest to zaskakujące, bo żyje tam ponad milion osób o polskich korzeniach. I nie są to osoby napływowe, ale autochtoni, sięgający historią swoich rodzin czasów króla Władysława Jagiełły i Zygmunta Augusta. Poza tym, trzeba zrwócić uwagę, że wszyscy politycy z Warszawy walą tylko do stolicy Ukrainy. Nikt  z nich nie jedzie do Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola, Winnicy i Żytomierza, czyli tam, gdzie są duże skupiska naszych rodaków, którzy wprawdzie nie wszyscy zachowali język polski, ale wszyscy mają w sercu Polskę .

Jak gdzieś przeczytałem Jarosław Kaczyński ostatni raz na Ukrainie był 8 lat temu. Nie wiem, czy to prawda, ale wiem, że nigdy nie udał się na zbiorowe mogiły pomordowanych przez UPA. Podobnie zachowują się np. Grzegorz Schetyna czy Janusz Palikot oraz prawie wszyscy ci, których twarze wyzierają z telewizyjnych ekranów. Dziś jest weekend, więc z pewnością zobaczymy kolejne twarze przyjezdnych gości znad Wisły.  U boku ukraińskiego faszysty Ołeha Tiahnyboka będą  oni wykrzykiwać "Sława Ukrainie!", nie mając przy tym zielonego pojęcia, gdzie na mapie leży np. Berdyczów czy Kamieniec Podolski, miasta będące także dużymi skupiska Polaków. A może swoją obecnością Kijów zaszczyci nawet sam Adam Michnik czy przynajmniej Leszek Miller? Cóż by to była za radość dla zmarzniętych i wygłodniałych demonstrantów.

A tamtejsi Polacy? Jak byli opuszczeni za czasów PRL, tak w Trzeciej RP też są pozostawieni sami sobie. Albowiem "okrągłostołowi" wodzowie z PO, PiS czy SLD żyją utopijnymi wizjami  Jerzego Giedroycia, Jacka Kuronia i Lecha Kaczyńskiego.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski/Isakowicz.pl