Zadziwia mnie łatwość, z jaką politycy wszystkich opcji wypowiadają się w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Przecież wielu z nich czyni siebie sędzią swojej sprawy, ponieważ uczestniczyło w procesie legislacyjnym, nieraz przez wiele lat i świadomie głosowało za przyjęciem wielu ustaw sprzecznych z Konstytucją RP. Było tak niejednokrotnie na skutek wprowadzania tzw. dyscypliny partyjnej. Dla dobra swojej partii posłowie, którzy widzieli i zgłaszali wadliwość ustawy, musieli milczeć, wyrzec się swoich przekonań i podpisać pod dokumentem, który nigdy nie powinien być uchwalony. 

Jakim trzeba być dyletantem i hipokrytą, by strugać się na obrońcę porządku prawnego, skoro jest się współautorem bubli legislacyjnych, w dodatku kosztownych? Nawet jeśli przyjmuje się domniemanie zgodności ustawy z ustawą zasadniczą, to jednak po stwierdzeniu niekonstytucyjności każdy poseł ma obowiązek dążyć do poprawy prawa. 

Profesor Jerzy Adam Stępień był senatorem, wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji, a potem sędzią i przewodniczącym Trybunału Konstytucyjnego. Z władzy ustawodawczej przeszedł do władzy wykonawczej, a następnie sądowniczej. Czy to normalne? Czy taka wędrówka po szczytach władzy daje gwarancję bezstronności i niezawisłości sędziego? Czy służy to trójpodziałowi władzy?

Rządowe Centrum Legislacji (RCL) upubliczniło  wykaz orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego od 2000 r. Podany został też stan prac nad ich wdrożeniem. Jak się okazuje, na 302 wyroki TK znajdujące się w wykazie 26 zostało zignorowanych przez obecny i wszystkie poprzednie rządy. Większości wyroków „ktoś” nadał status „wykonanych”. Pytanie kto, bo o ile wiem, nie był to Trybunał Konstytucyjny. Od ponad dwudziestu lat parlament ma problem ze zmianami prawa w 61 przypadkach. Nie chce zmienić wadliwego prawa? Nie umie? Nie może? Posłom brakuje kultury prawnej czy woli politycznej? A może wszystkiego po trochu! 

Rządowe Centrum Legislacji podaje, że 13 wyroków TK wykonano „częściowo”. Ale co to znaczy „częściowo” i dlaczego tylko „częściowo”? Przecież zaskarżone ustawy dalej mają podstawową wadę prawną - są niekonstytucyjne. Wyobraźmy sobie, że anestezjolog tylko „częściowo” znieczula, a chirurg tylko „częściowo” operuje, chociaż obaj są w stanie wykonać zabieg w całości. Czy nie powstałoby wtedy słuszne oburzenie? Czy nie powstałby słuszny zarzut niekompetencji i narażenia zdrowia lub życia pacjenta? Albo czy w obrocie są leki tylko „częściowo” zbadane i „częściowo” zatwierdzone przez nadzór farmaceutyczny? Czy istnieje pieniądz „częściowo” prawdziwy i „częściowo” legalny? Czy podpisywane przez nas umowy kupna-sprzedaży, akty notarialne, testamenty obowiązują „częściowo”? Czy przepisy ruchu drogowego można respektować jedynie „częściowo”? Czy budując cokolwiek, tylko „częściowo” sprawdzamy pion i poziom? Czy można stwierdzić „częściowy” zgon lub dokonać jedynie „częściowego” pogrzebu itp.?

Rządowe Centrum Legislacji podało, że w 22 przypadkach prace nad zmianami prawa zakwestionowanego przez Trybunał wciąż się toczą. Za „niewykonane” uznano m.in. orzeczenia dotyczące wysokości dodatków mieszkaniowych z 2006 r., uiszczania opłat sądowych z 2007 r., działalności sprzecznej z ustawą o związkach zawodowych z 2008 r., zmian w ustawie o Wojskowych Służbach Informacyjnych, spółdzielniach mieszkaniowych oraz zasadach naliczania wysokość emerytur z 2010 r. 

Nie słyszałem, żeby Trybunał Konstytucyjny, jego prezes lub poszczególni sędziowie natarczywie nagłaśniali w mediach te oczywiste zaniedbania parlamentu i rządów; by apelowali do sumień posłów i senatorów, by w karcący sposób wzywali władzę ustawodawczą i wykonawczą do lojalności wobec państwa i obywateli. Przez ponad 20 lat domeną sędziów TK było milczenie. Czy tak zachowuje się prawdziwy strażnik konstytucji? Czy nie powinien bić na alarm za każdym razem, gdy wyrok był zbywany, ignorowany lub odkładany ad calaendas Grecas, czyli na święte nigdy. Odsyłanie w nieskończoność, na wieczne potem to prawdziwa pragmatyka strusia. A przecież każdy z sędziów na znak protestu przeciwko nałogowemu łamaniu prawa może podać się do dymisji i wyjść z twarzą, zwłaszcza że jest najlepiej opłacanym urzędnikiem w państwie! Pensja sędziego TK to prawie 20 tys. zł miesięcznie, do tego sporo „dodatków”, jak m.in. darmowe mieszkanie, dodatek za rozłąkę z rodziną i emerytura po 9 latach pracy. Przewodniczący TK może liczyć na ponad 23 tys. zł. Dla porównania, wynagrodzenie prezydenta RP wraz dodatkiem funkcyjnym wynosi niewiele ponad 20 tys. zł miesięcznie. Wielokrotnie mówiono, że sędziowie TK to najlepsi z najlepszych, elita elit. W czym wyraża się owa elitarność, skoro wyboru sędziów dokonuje się według klucza politycznego. Jeśli ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie nazywa się superszeryfem, to jakiego określenia trzeba użyć dla przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego, który wyznacza składy sędziowskie i przewodniczy trybunałowi, a odpowiada jedynie przed Konstytucją?  Prawo określa, kto może być postawiony przed Trybunałem Stanu. Artykuł 198 Konstytucji  mówi: „Za naruszenie Konstytucji lub ustawy, w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania, odpowiedzialność konstytucyjną przed Trybunałem Stanu ponoszą: Prezydent Rzeczypospolitej, Prezes Rady Ministrów oraz członkowie Rady Ministrów, Prezes Narodowego Banku Polskiego, Prezes Najwyższej Izby Kontroli, członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, osoby, którym Prezes Rady Ministrów powierzył kierowanie ministerstwem oraz Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych”. Nie ma w tym gronie sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Obywatele nawet nie wiedzą dlaczego.

Jeśli założymy, że na skutek zwykłej, ludzkiej omylności pobłądzą wszyscy sędziowie TK, to czyż nie może dojść do ubezwłasnowolnienia sejmu, który stanowi prawo w imieniu narodu? Jaką mamy gwarancję, że sędziowie TK, lub większość konieczna do wydania wyroku, nie pobłądziła w dobrej wierze. Nigdy też nie można do końca wykluczać złych intencji. Po grzechu pierworodnym człowiek stracił gwarancję: nic nie jest pewne, wszystko jest możliwe. Sędziowie TK też noszą w sobie skutki grzechu pierworodnego, choć nie muszą w to wierzyć. Sprawianie wrażenia, mówienie o nieomylności sędziów lub trybunału jest oczywistym nadużyciem i kto jak kto, ale właśnie sędziowie powinni wystrzegać się jak ognia poczucia swojej nieomylności. 

Nie absolutyzowałbym orzeczeń żadnego ludzkiego gremium. Dobrym przykładem w kwestii orzeczeń może być Kościół, który w długiej, liczącej ponad dwadzieścia wieków historii bardzo późno, bo w 1870 r., ogłosił dogmat o nieomylności papieża i to, gdy zostaną spełnione ściśle określone warunki. Konstytucja Pastor aeternus wyraźnie mówi: 

„Za zgodą świętego Soboru nauczamy i definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra - tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności - dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła”. Warto zaznaczyć, że tylko dwa razy powołano się na nieomylność papieża i to wobec prawd od zawsze i powszechnie wyznawanych: gdy Pius IX w 1854 roku ogłaszał dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP (jeszcze przed sformułowaniem konstytucji Pastor aeternus) oraz w 1950 roku, gdy Pius XII ogłaszał dogmat o Wniebowzięciu Maryi. 

Paradoks obecnej sytuacji określanej jako „kryzys konstytucyjny” polega na tym, że Trybunał Konstytucji nie tylko orzeka, ale wreszcie zaczął napominać władzę ustawodawczą i wykonawczą. Powinien robić to zawsze, ale niestety robi to tylko dlatego, że parlamentarna większość, dla trybunału i osobiście dla jego przewodniczącego,  jest ideologicznie ciałem obcym.  

Wszystkim zalecałbym więcej pokory, większą powściągliwość języka, sumienną pracę, uczciwą służbę, respektowanie prawa, nawet jeśli jest niewygodne, by stanowić przykład dla obywateli, którzy, niestety, w zachowaniach polityków upatrują alibi dla siebie, dla małżeńskiej, sąsiedzkiej czy gminnej anarchii. No cóż, takie jest polskie piekło lub jak kto woli: polska norma bałaganu.

Ks. Ryszard K. Winiarski