Chrystusowie ksiądz Paweł Witek został zatrzymany przez terrorystów prorosyjskich w Doniecku na Ukrainie. W budynku SBU spędził 24 godzin, negocjacje w sprawie jego uwolnienia były prowadzone przez przedstawicieli Kościoła i polskie służby konsularne. Wczoraj ks. Witek został wypuszczony.

Duchowny przyznał w rozmowie z reporterem TVN24, że choć "nie został brutalnie pobity", grożono mu m.in. odcięciem ręki, powieszeniem czy rozstrzelaniem. Ks. Witek dodał również, że nie nazwałby tego, co stało się we wtorek "porwaniem". - To było po prostu zatrzymanie obok budynku administracji obwodowej. Raczej się nie zdarza, by ktoś z różańcem w ręku obchodził budynek, tym bardziej, że nie byłem w sutannie. To zainteresowało strażników, którzy cały czas żyją w ciągłym napięciu (...) Zaraz po przesłuchaniu miałem świadomość tego, że moje słowa o tym, że jestem księdzem katolickim nie przekonały przesłuchującego mnie człowieka. Jego zapewnienie, że on to sprawdzi, to już z jego twarzy można było przeczytać, że nie będzie się z tym spieszył. Wojna jest wojną, na wojnie ludzie niestety bardzo często sięgają po najprostsze - dodał ks. Witek.

- Gdy nasze bezpieczeństwo zakłócił atak myśliwców ukraińskich, ten sam młody chłopak, który dobę wcześniej był gotowy mnie zabić, dał mi hełm i mówi: niech ksiądz to założy, musi ktoś przeżyć, by modlić się o pokój - wspominał na koniec.

mod/TVN24.pl