Mateusz Kusznierewicz odniósł się do zerwania przez Polską Fundację Narodową współpracy przy projekcie "Polska 100". "Jestem bardzo zaskoczony i rozczarowany. Krew mnie zalewa"-ocenił.

Zarząd PFN tłumaczy tę decyzję informacją, że Fundacja Kusznierewicza ma 8 maja ogłosić upadłość, a ponadto miały pojawiać się doniesienia, że Navigare nie wywiązuje się z obowiązków i deklaracji, a wobec sportowca ma być prowadzone postępowanie komornicze. 

Mateusz Kusznierewicz w rozmowie z "Wprost" poinformował, że o zerwaniu współpracy dowiedział się mailowo. Dosłownie na chwilę przed pojawieniem się informacji w mediach. 

"Jestem bardzo zaskoczony i rozczarowany. Krew mnie zalewa. 4 lata pracy nad projektem, zatrudnieni ludzie, tyle odpowiedzialności"-mówił. Pytany, czy nie było spotkania w tej sprawie z zarządem PFN, poinformował, że jego fundacja od trzech tygodni zabiegała o kontakt. Jak wskazał Kusznierewicz, umowa obowiązywała do końca roku 2020. 30 kwietnia wygasła automatycznie, gdyż "PFN nie wywiązał się do tego dnia z warunku zakupu jachtu". Rozmówca "Wprost" podkreślił jednocześnie, że jacht nie jest kupiony do dziś.

Pytany o argumentację PFN, która rozwiązanie umowy tłumaczy faktem, iż Fundacja Kusznierewicza jest bankrutem, Mateusz Kusznierewicz podkreślił, że nie ma innego rozwiązania niż ogłoszenie upadłości, ponieważ Fundacja poniosła koszty rzędu 400 tys. zł za prace wykonane przy jachcie, a także przygotowania do rejsu. Według sportowca, Fundacja Navigare miała otrzymać te pieniądze od PFN, ale nie nastąpiło to aż do tej pory. 

"Ludzie pracowali po nocach i pracują nadal przy tym projekcie. Mamy niepopłacone faktury za bilety lotnicze, wynagrodzenia załogi, za zakup nowych kabestanów, wyposażenie bezpieczeństwa, za wykonanie strony internetowej, której i tak jeszcze nie udało się dokończyć"-mówił Kusznierewicz. 

yenn/Wprost.pl, Fronda.pl