1. Wczoraj pojawił się w mediach komunikat Polskiej Agencji Prasowej, powołujący się na źródła w rządzie Donalda Tuska (w tym w resorcie rolnictwa), że Polska wystąpiła o 500 mln euro rekompensaty z unijnego mechanizmu solidarności.

Ta rekompensata miałaby dotyczyć strat jakie poniosą polscy rolnicy w związku z embargiem na warzywa i owoce jakie z dniem 1 sierpnia tego roku wprowadziła Rosja, po „stwierdzeniu” przez nadzór sanitarny i weterynaryjny tego kraju (Rossielchoznadzor) nadmiernych ilości pestycydów.

Minister Sawicki po zapowiedzi tego embarga, natychmiast ogłosił, że Polska jest pierwszą ofiarą rosyjskich retorsji za wprowadzane właśnie przez Unię Europejską sankcje gospodarcze, ba co zadziwiające stwierdził, że się temu specjalnie nie dziwi.

Ogromna szkoda, że najpierw ostro nie zareagował na to posunięcie naszego wschodniego sąsiada.

Przecież Rosja jako członek Światowej Organizacji Handlu (WTO), nie ma prawa podejmować jakichkolwiek ograniczeń dotyczących wwozu na jej rynek towarów lub usług, w sytuacji kiedy te ograniczenia są motywowane politycznie, minister jak wynika z jego wypowiedzi, akceptuje takie decyzje naszego wschodniego sąsiada.

2. Oczywiście to dobrze, że w liście skierowanym do komisarza ds. rolnych Daciana Ciolosa, minister Sawicki sygnalizuje problem spodziewanych strat jakie poniosą polscy rolnicy w tym przede wszystkim sadownicy, ale w sytuacji upominania się o rekompensaty z budżetu Unii Europejskiej, trzeba się zachowywać poważnie i odpowiedzialnie.

Po pierwsze chodzi nie o jakiś enigmatyczny unijny mechanizm solidarności ale o środki w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, pod nazwą „rezerwa na wypadek kryzysów w sektorze rolnym”, co wynika jasno z art. 25 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady dotyczącego finansowania Wspólnej Polityki Rolnej (rozporządzenie UE 1306/2013).

Po drugie ta rezerwa została określona w wieloletnim budżecie UE na lata 2014-2020 na kwotę 2,8 mld euro (jej źródłem jest coroczne zmniejszenie środków przeznaczonych na dopłaty bezpośrednie) i podzielona na równe roczne raty w wysokości 400 mln euro każda.

3. W takiej sytuacji ważne jest, żeby nawet we wstępnych wnioskach o unijną pomoc zawierać dane, które mają pokrycie w rzeczywistości.

Niestety po ogłoszeniu embarga przez Rosję na polskie owoce i warzywa, minister Sawicki na konferencji prasowej ogłosił, że ich eksport na ten rynek w poprzednim roku wyniósł około 1 mld euro, w tym jabłek za około 0,5 mld euro.

Natomiast w wysłanym wniosku do Komisji Europejskiej o rekompensaty finansowe dla polskich rolników, którzy ucierpią w wyniku rosyjskiego embarga, poinformował ją, że w roku 2013 Polska sprzedała do Rosji 804 tys. ton owoców i warzyw za 336 mln euro.

Ostatecznie określił łączne przewidywane straty polskiego sektora owoców i warzyw z tytułu wprowadzonego przez Rosję embarga na kwotę około 0,5 mld euro ale to kwota o połowę mniejsza od tej wymienionej poprzednio.

4. Skoro w roku 2013 sprzedaliśmy w Rosji warzyw i owoców za 336 mln euro, to nawet zakładając lekki wzrost wolumenu eksportu w tym roku w żaden sposób nie bylibyśmy w stanie sprzedać ich aż za 1 mld euro.

Embargo obowiązuje od 1 sierpnia tego roku więc zakładając, że będzie obowiązywać długo, obecnie możemy się starać o rekompensaty za zaledwie 5 miesięcy tego roku i szacunkową sprzedaż na rynek rosyjski w ciągu takiego okresu.

Wreszcie UE może pokryć z tego funduszu straty, a więc różnicę (i to pewnie tylko jej część), pomiędzy spodziewanymi przychodami ze sprzedaży na rynku rosyjskim, a przychodami jakie rolnicy uzyskają ze sprzedaży tych produktów na rynku krajowym lub też na innych rynkach zagranicznych.

Panie ministrze Sawicki, jeżeli więc chcemy aby Komisja Europejska potraktowała z uwagą polski wniosek o rekompensaty strat w związku z rosyjskim embargiem, to powinniśmy wobec niej zachowywać się poważnie i odpowiedzialnie.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl