W kontekście tzw. rosyjskiego śledztwa w Stanach Zjednoczonych pojawiło się nazwisko jednego z byłych prezydentów Polski, Aleksandra Kwaśniewskiego. Według amerykańskich mediów, Kwaśniewski mógł być wynagradzany z pieniędzy transferowanych przez Paula Manaforta, byłego szefa sztabu wyborczego Donalda Trumpa.

Manafort pracował wcześniej dla promoskiewskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Aleksander Kwaśniewski stanowczo to dementuje.

Paul Manafort został oskarżony przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera o nielegalne operacje finansowe, przestępstwa podatkowe i niedozwolony lobbing. Jeden z zarzutów dotyczy przetransferowania 2 mln euro na działalność lobbingową, którą koordynował były kanclerz jednego z europejskich krajów- mowa prawdopodobnie o szefie austriackiego rządu w latach 2007-2008, Alfredzie Gusenbauerze. Romano Prodi, były premier Włoch przyznał, że współpracował z Gusenbauerem, a celem ich działalności było zbliżenie Ukrainy do UE.  Prodi przekonywał również, że nic mu nie wiadomo, by pieniądze, które otrzymywał, pochodziły od Manaforta.

Były kanclerz Austrii potwierdził, że spotkał się z kilkoma członkami Kongresu w sprawie Ukrainy na zlecenie firmy lobbingowej Mercury Public Affairs. Ta sama firma w oświadczeniu dotyczącym działalności lobbingowej poinformowała, że organizowała spotkania edukacyjne dla członków Kongresu, ekspertów i dziennikarzy, podczas których poza Prodim i Gusenbauerem występował Aleksander Kwaśniewski.

Były prezydent Polski przyznał w rozmowie z dziennikarzem "New York Times", że spotkał Manaforta dwu-lub trzykrotnie, ponieważ był on wówczas doradcą prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza. Aleksander Kwaśniewski podkreśla jednak, że nigdy nie miał z Manafortem "żadnych relacji finansowych". 

Akt oskarżenia przeciwko Paulowi Manafortowi nie stwierdza ani nie sugeruje, by działalność Aleksandra Kwaśniewskiego czy innych polityków europejskich naruszała prawo.

yenn/IAR, Fronda.pl