„Gazeta Wyborcza” pomyliła daty, przyznając Bronisławowi Komorowskiemu tytuł Człowieka Roku 2014. Największe zasługi dla rozwoju Rzeczpospolitej położył Komorowski tym, co zrobił w roku następnym. Wprawdzie do grudnia jeszcze daleko, ale już teraz można przyznać prezydentowi tytuł człowieka nie półrocza, a całego roku. Niniejszym to czynię w imieniu własnym, ale i – jak sądzę – milionów rodaków, a także tych, którzy przyjdą po nas i będą mogli nie tylko piszczeć o prezydenturze Bronisława Komorowskiego.

 

Panie prezydencie, dziękuję. Jeszcze kilka miesięcy temu mogło się wydawać, że władza w Polsce na wiele lat wpadła w ręce grupy, która działa jak mafia, rozmontowuje zarówno bezpieczeństwo, jak i gospodarkę, a w dodatku zgadza się na wszystko, byle jej szef mógł dostać wsparcie Berlina i Paryża w staraniach o intratne posady w Brukseli. Jeszcze kilka miesięcy temu mogło się wydawać, że wybory w Polsce są fikcją, bo wolę nieświadomych wyborców kształtują post-peerelowskie media, a wynik zawsze można zmanipulować. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że opozycja może w ogóle nie wystawiać kandydata na prezydenta, bo skoro urzędujący prezydent ma poparcie ponad 60 proc. obywateli, to w starciu z nim można się tylko skompromitować.

W ciągu tych kilku miesięcy pokazał, że to wszystko nieprawda.

Pokazał pan, że można uderzyć w sitwę od najmniej oczekiwanej strony i zacząć krok po kroku odsuwać ją od – daruje pan kolokwializm – koryta. Pokazał pan, że obywatele mają wybór, a ich głos wiele znaczy. Pokazał pan wreszcie, że prezydentem nie musi być człowiek powiązany z komunistyczną wojskówką, nawet jeśli media bez skrępowania robią mu kampanię.

Nie wiem, jak pan tego dokonał. Wynik wyborów można tłumaczyć japońskim szogunem, krzesłobomberem, występem suflerki czy pańskim, jakże charakterystycznym, poczuciem humoru i aforyzmami. Jednak nawet wszystko to razem wzięte nie daje odpowiedzi na pytanie, jak udało się panu uniemożliwić reelekcję kandydata WSI. Po prostu ma pan w sobie „to coś”, ten kamień filozoficzny piarowców i politycznych marketerów. Kiedy sztabowcy opozycji wskazywali pana, jako największą szansę kampanii Andrzeja Dudy można było pomyśleć, że to zwykła złośliwość. A jednak mieli rację.

Głęboko wierzę, że wybory prezydenckie to nie koniec drogi ku naprawie Rzeczypospolitej. Widać już gołym okiem, że pańska partia zaczyna pana naśladować. Ostatnie działania premier Ewy Kopacz dają nadzieję, że tak się właśnie stanie. Jak powiedział kiedyś Leonardo da Vinci, wszystko jest powiązane ze wszystkim innym.

Niech pan trzyma kurs, dla dobra Polski!

 

Jakub Jałowiczor