W dniu 24 listopada 2010 r. głosował pan w Parlamencie Europejskim nad rezolucją krytykującą tryb prac nad ACTA. Dziś mówi się, że było to głosowanie popierające porozumienie ACTA. Jak to jest naprawdę – pan poparł ACTA?

 

- Nie, to nieporozumienie. To była sprawa rezolucji, która ma luźny związek z treścią ACTA. Nie zagłosowaliśmy za ACTA. Ten, kto tak twierdzi nie przeczytał treści tej rezolucji. Tego nie można sprowadzać, że głosowaliśmy wtedy „za” ACTA. Prostuję to.

 

Eurodeputowany Jacek Kurski, który głosował wtedy tak jak pan mówi, że głosowanie przeciw rezolucji potępiającej układ ACTA było "nieintencjonalnym błędem grupy EKR” w skład, której wchodzi PiS, że „ktoś nie odrobił lekcji”, a on nigdy nie był zwolennikiem ACTA.


- Bzdura kompletna. Jak on nie wie nad czym głosował? Był tego nieświadomy, bo nie przeczytał? Trzeba było przeczytać treść tej rezolucji socjalistów i komunistów. Ona dotyczyła ochrony własności intelektualnej, była przeciw podróbkom. ACTA nie było wtedy jej przedmiotem.

 

Jak pan się dziś określa wobec ACTA?

 

- Wyszły różne wątpliwości, a jak one są to znaczy, że trzeba to zbadać. Teraz pojawiają się jednak nawet głosy, że powinno się całkowicie zlikwidować własność intelektualną. To jest chore. Jeśli jest pan autorem książki i jeśli zostanie ona wydrukowana i pan dostanie za nią honorarium, to nie można już mieć do niej żadnych praw? Są różne wątpliwości, ale uważajmy na opinie absurdalne. Jak słyszę, że ktoś chce mi zabrać moją własność, to mi się to źle kojarzy.

 

Czyli ważne jest, aby nie ulegać przy okazji ACTA jakiejś histerii?


- Właśnie. To się robi jakaś nowa komunistyczna czy socjalistyczna rewolucja, że wszystko należy do wszystkich. To nie jest dobre. Problem tkwi w rozpowszechnianiu własności. Kto i na jakich zasadach ma być za nią odpowiedzialny. Kogo i jak karać za jej naruszanie. Czy to, że jak ktoś ściągnął sobie jakiś film czyni już go przestępcą? Potrzebne są tu może nowe regulacje prawne. Co zrobić gdy ktoś ściąga sobie film czy utwór muzyczny jeszcze przed jego premierą? Czy powinniśmy to chronić? Niech pan zapyta o to twórców.

 

Tutaj zdania są podzielone. Dla przykładu Robert Friedrich, z którym o tym rozmawiałem uważa, że choć sprzedał 12 tys. płyt swojego zespołu „Luxtorpeda”, a 70 tys. osób ściągnęło ją sobie z internetu on mimo tego nie protestuje, choć na tym traci.


- Może jest to dla niego miłe, że ludzie to ściągają. Jest popularny. W latach 80-90. było mnóstwo programów pirackich i kaset pirackich. Z czasem to się jednak w dużym stopniu unormowało.

 

Protestujący uważają, że państwo przejmie zbyt dużą kontrolę nad internetem.


- Tego oczywiście można się bać. Pamiętamy, jak ścigano kontrolami producentów papryki, za krytykę działań rządu, jak ABW weszło o 6.00 rano do domu internauty, za krytykę prezydenta. W takim kraju jak Polska, trzeba być czujnym, gdy krytykuje się władzę. Zwłaszcza, że w internecie władza jest obecnie mocno atakowana.

 

Na proteście wobec ACTA, zdecydowanie chce wygrać Janusz Palikot. Posunął się do nawet tego, aby symbol protestu maskę-anonymous umieścić na twarzy pomnika Jezusa Króla Wszechświata w Świebodzinie? Niepokoi to pana?


- On jest błaznem. Jak mam takie zachowanie komentować? Przepraszam, ale nasuwają mi się słowa niecenzuralne. On już pokazywał wcześniej swój stosunek do symbolu krzyża. Problem jest w czymś innym, że to, o czym naprawdę warto rozmawiać on lekceważy i deprecjonuje. Poważną dyskusję nad przyszłością własności w internecie sprowadza do kpiny.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski