Zdaniem prof. Ryszarda Legutki Europarlament to instytucja „poroniona” i należy ją zlikwidować.

W rozmowie z portalem wpolityce.pl Legutko skomentował zakończenie szczytu Rady Europejskiej w Brukseli. W ocenie Legutki to paradoksalnie dobrze, że na szczycie nie zapadły żadne ważne decyzje.

- To znaczy, że szaleństwo, które obserwowaliśmy w Parlamencie Europejskim, te gorszące wystąpienia nie przeniosły się do Rady. Oczywiście ci wszyscy radykałowie: Holendrzy, Duńczycy próbowali mieszać, ale wygląda na to, że jakoś się uspokoiło. To też jest tak, że jednak Rada są to poważni ludzie, szefowie rządów i jest ich tam relatywnie niewielu, wobec tego nie ma tego efektu stada, który widzieliśmy w Parlamencie. Stada, które się rozpędza – takiego pędzącego stada, tratującego wszystko. Tego efektu tam nie ma – mówił Legutko.

Jego zdaniem PE „przedobrzył w swoim szaleństwie”. Legutko wskazał tutaj na pogróżki ze strony Parlamentu Europejskiego wobec Rady.

- Pojawiły się pogróżki wobec Rady – w kilku wypowiedziach pojawiły się zapowiedzi, że będą skarżyć Radę przed TSUE za nierobienie niczego w polskiej sprawie i za zatrzymanie w szufladzie art. 7. Myślę, że te pogróżki też się przysłużyły temu, że Rada się jakoś nie poddała temu parlamentarnemu wariactwu – ocenił.

Legutko wskazał także na wątpliwy mandat europarlamentarzystów do wypowiadania się w sprawach dotyczących Polski.

- Parlament jest poronioną instytucją i ona powinna być zlikwidowana – tu też jest zero odpowiedzialności. W PE mamy mniej więcej 700 posłów, wypowiadają się na tematy polskie i tylko ok. 50 ma tę legitymację demokratyczną, a reszta – 650 – w ogóle nie odpowiada przed polskimi wyborcami. Oni mogą zrobić wszystko, bo kto ich będzie z tego rozliczał. Nikt ich nie będzie z tego rozliczał – wyborcom w ich krajach jest to raczej obojętne, co oni zrobią w sprawie Polski – przekonywał.

jkg/wpolityce