Kiedy rząd razem z lekarzami, pielęgniarkami i ratownikami medycznymi robią wszystko, aby ratować ludzkie życia wobec eskalacji pandemii koronawirusa, opozycja ogranicza się do krytyki, próbując ugrać na kryzysie coś dla siebie. Teraz COVID-19 postanowiła wykorzystać też liderka Strajku Kobiet Marta Lempart, której po orzeczeniu TK i kilku dniach dużych protestów zaczyna wyraźnie brakować paliwa.

Ostatnie dni w dużych miastach okazały się klęską dla Strajku Kobiet. Mimo, że początkowo, dzięki medialnym manipulacją i podsycaniu napięcia przez polityków opozycji, udało się zebrać na protestach tłumy, to po kilku dniach, kiedy Strajk Kobiet wprost zaprezentował swoje rzeczywiste cele, frekwencja na manifestacjach radykalnie zmalała.

Marta Lempart najwyraźniej zorientowała się, że takimi postulatami jak aborcja na życzenie czy „wyp****nie” religii ze szkół nie uda się zebrać na ulicy zbyt wielu protestujących. Dlatego teraz postanowiła uderzyć w inne miejsce i manifestacje proaborcyjne chce połączyć z manifestacjami przeciwko działaniom rządu w związku z pandemią. Zaprasza do siebie niezadowolonych z obostrzeń sanitarnych i ma nadzieję, że rewolucja, której nie udało się przeprowadzić przy pomocy znudzonych nastolatków, powiedzie się przy pomocy przedsiębiorców:

- „Kluczowa jest solidarność, chodzi o to, by się przemieszczać i spotykać. Nie jesteście w stanie przestraszyć dziewczyn z Iławy. Polska powiatowa pokazała Kaczyńskiemu gdzie go ma. Zostanie pan przegoniony przez Polskę powiatową. To są protesty masowe. (…).My się teraz zbroimy. Rozmawiamy z branżami, które są dotknięte pandemią” – mówiła dziś liderka Strajku Kobiet.

- „Jak jest chaos, to o rodzi się pytanie: o co walczą? Ważne, by każdy głos był słyszany. Mamy wkur…ne medyczki i wkurw..ych medyków. Jest trudniej nie mieć jednego postulatu, ale trzeba się wspierać. Zaczęło się o aborcji, która stałą się symbolem walki o wolność. Aborcji może już niedługo nie być, tak jak i tego rządu. Solidarność naszą bronią” – dodawała.

kak/wPolityce.pl