Leszek Miller studzi koalicyjne zapędy szefa PO Grzegorza Schetyny. W rozmowie z Konradem Piaseckim na antenie TVN24 podwiedział, że spotkanie byłych premierów i szefów MSZ nie było początkiem żadnego komitetu wyborczego.

,,Byli premierzy i byli ministrowie spraw zagranicznych spotkali się nie po to, aby utworzyć komitet wyborczy, a tym bardziej, żeby dyskutować o miejscach w tym komitecie, tylko po to, żeby opracować apel i wysłać go do różnych partii politycznych i organizacji społecznych o utworzenie koalicji, z nadzieją, że te partie to podejmą'' - powiedział Miller.

,,Z tego co słyszę, to w SLD jest spora grupa, która uważa, że trzeba iść z PSL-em w oddzielnej koalicji. Bo pójście z PSL oznacza koalicję równych. A pójście z Platformą nie oznacza koalicji równych'' - powiedział.

Jak powiedział, nie wie, czy partie to zrobią; Miller wskazał, że SLD zdecyduje o swojej przyszłości na sobotniej konwencji. Zapewnił, że owa deklaracja ,,dinozaurów'' nie była z jego strony próbą nacisku na Włodzimierza Czarzastego. Szef SLD zadzwonił wcześniej do Millera i uprzedził, że Grzegorz Schetyna prawdopodobnie wystąpi z taką właśnie propozycją. ,,Byłem uprzedzony. Zadzwonił Schetyna, przyjąłem zaproszenie i tyle'' - powiedział Miller.

Były premier nie przesądził też, czy pójdzie do Parlamentu Europejskiego. Jak wyjaśnił, oznaczałoby to, że nie będzie go w domu, a to jest problem dla niego i jego żony.

bb/tvn24.pl