Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Czy Pana zdaniem historia Polski przestrzega nas przed zdrajcami Ojczyzny, czy wyciągamy z tego wnioski i które z postaci historycznych najbardziej spektakularnie pokazały w przeszłości nielojalność wobec Polski?

Leszek Żebrowski, historyk, publicysta: To prawda, historia nas przestrzega i powinna być nauczycielką życia. To wiedzieli już starożytni. Historia magistra vitae est - jest to powiedzenie Marcusa Tulliusa Cicero (Cycerona). Od tego czasu minęło ponad XX wieków i nic się nie zmienia. Historia w dalszym ciągu nie uczy, bo... kto ją zna?
Na ogół zdradę kojarzymy z Konfederacją Targowicką, która faktycznie została potajemnie zawiązana nie w Targowicy, a w Petersburgu 27 kwietnia 1792 roku. Hasło było szczytne: obrona zagrożonych wolności, faktycznie przeciwko spóźnionym wprawdzie, ale próbom reformy I RP w celu ratowania niepodległości. Czy dziś nie mamy takiej "targowicy", która chce bronić starego, czyli swego "porządku"? Czymże są działania tzw. opozycji totalnej, która jest przerażona perspektywą jakichkolwiek zmian, które odbierałyby im władzę i możliwość rabowania państwa?

Historia zdrady jest stara, jak świat. Nasza historia też nie jest od niej wolna. Najbardziej dotkliwa dla naszej teraźniejszości i przyszłości zdrada, to 17 września 1939 r. i jego konsekwencje. Obok bohaterstwa Wojny Obronnej mamy działalność V kolumny sowieckiej, rewoltę mniejszości narodowych na kresach i masowe zbrodnie. To zamęczenie nawet kilkunastu tysięcy ludzi w imię ludobójczej, sowieckiej ideologii. Od 1944 roku Polska "wyzwalana" przez Sowietów wpadła w prawie półwiekową niewolę. Obóz zdrady narodowej dostał władzę od bolszewików i przyzwolenie, czy nawet nakaz unicestwiania "wrogów klasowych" - czyli po prostu potencjalnych i faktycznych przeciwników. Wtedy straciło życie kilkadziesiąt, a może nawet sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi... 

Czy to nas czegoś nauczyło?

Według mnie - nie. Po 1989 roku powinno dojść do rozliczenia tamtej epoki, karania sprawców, edukacji, która przywracałaby normalność. A co mamy? Zdrajców jako bohaterów, ich pomniki, nazwy ulic itp. są polem bitwy ideologicznej. Jaruzelski dla znacznej części społeczeństwa (niestety) nadal jest bohaterem, choć tyle czasu poświęcił tfu-rczemu przeprawianiu własnego życiorysu. Czesław Kiszczak został okrzyknięty "człowiekiem honoru" i czytelnicy owej gazetki, gdzie to się pojawiło, zaakceptowali to. Wałęsa jest broniony jak sama niepodległość, jego "wygrane" w toto-lotka nie robią na nas wrażenia.
Tam, gdzie nie ma konsekwencji, jest domniemane przyzwolenie na zdradę, bo to pokazuje, że jest ona bezkarna. Smutne to, ale prawdziwe.

Polacy są uważani za naród gościnny i przyjazny obcokrajowcom, bo od wieków współegzystujemy z innymi nacjami w naszym kraju, tymczasem oskarżenia o nazizm i rasizm padają głównie ze strony tych, którzy właśnie za nazizm, rasism, faszyzm i kolaborację z nazistami sami powinni przepraszać po tysiąckroć, ale odwracają kota ogonem.

Historia nigdy nie jest całkowicie czarno-biała. I my mamy różne plamy na swych dziejach. Ale czymże one są wobec kolonializmu, ludobójstwa narodów podbitych itp. tych społeczności (a konkretnie ich samozwańczych elit), które nas oskarżają o najcięższe zbrodnie? Nazizm i rasizm to dzieło myślicieli zachodnich. Polska na ich tle to był asilium Judeorum, ostoja tolerancji, państwem bez stosów i wojen religijnych, państwem takich swobód i urządzeń obywatelskich, jakich Europa doczekała się w dopiero w XIX, a nawet w XX wieku!

Najlepiej odwrócić oskarżenia i krzyczeć: łapać złodzieja! - w tym przypadku: nazistę, rasistę, antysemitę. Mamy w kraju liczne ośrodki i instytucje, które jawnie współdziałają w tym procederze. Są to instytucje utrzymywane ze środków państwowych, bardzo obficie przez państwo dotowane. Czyli to my płacimy tym nienawistnikom za to, że nas szkalują. Aberracja stała się zatem normą i mamy tylko wzruszanie ramionami "a cóż ja mogę w takiej sytuacji zrobić?". Mogę. Niezbędny jest zorganizowany sprzeciw obywatelski. Konsekwentny, stały, aż do skutku.

Niektórzy politycy polscy w Parlamencie Europejskim uważają, że warto stawać na forum unijnym przeciwko własnemu państwu, potępiać je i wnioskować o restrykcje, a są to: Michał Boni, Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein, Danuta Hübner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka oraz Julia Pitera. Dlaczego obywatele Polski działają na szkodę swojego kraju i czy słusznie nazwano listę tych osób ''listą hańby''?

Robią to, bo są bezkarni. Nie mówię tego tylko w kategoriach prawnych, ale również moralnych. Wobec takich ludzi powinna obowiązywać zasada całkowitego ostracyzmu, musimy skazywać ich na śmierć obywatelską i cywilną. Nie wybieramy szkodników, nie popieramy, okazujemy im na każdym kroku wstręt i pogardę. Jest takie klasyczne powiedzenie: Zły to ptak, który własne gniazdo kala. Gorszy siedzi po uszy w łajnie i łajno wychwala!

Z tym właśnie mamy do czynienia. Z byle czym (bo jest im teraz źle) tacy ludzie biegną na skargę do Brukseli, kalając własny kraj. Jest to mentalność takich samych sprzedawczyków, którzy jeszcze do niedawna biegali z tym łajnem do Moskwy. Kierunki się zmieniły - odległości od Warszawy (1122 km). Zresztą mamy wśród nich ubeckie dzieci, pomagierów esbeckich, czyli - pomieszanie z poplątaniem. Oni po prostu w takim łajnie siedzą i nic dziwnego, że nawet instynktownie się od nich odsuwamy. Ale jeśli ktoś przebywa w ich towarzystwie zbyt długo, sam tym nasiąka, to przestaje mu to przeszkadzać.
Musimy na nowo wyostrzyć swoje zmysły, węch polityczny, rozumieć, z kim i czym mamy do czynienia. Łabędzi śpiew może wydawać również skunks. Kto nie wierzy, niech posłucha. No i powącha...

Dziękuję za rozmowę