Janusz Lewandowski, który od kilkunastu lat niezmiennie piastuje funkcję zawodowego europarlamentarzysty, postanowił ze swej emigracji wydać odezwę do narodu, by poinformować go, co w Polsce się dzieje. W swym patetycznym orędziu na tle flagi Polski i UE, obecne wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej nawzał on hańbieniem polskiego munduru, przyrównując je do obławy na żołnierzy wyklętych czy tragicznych masakr komunistycznego wojska, dokonanych w Poznaniu w 1956 roku czy na Wybrzeżu w 1970 roku.

 

Europoseł KO w nagranym i zamieszczonym na swym twitterowym koncie filmiku próbuje precyzować, że haniebnym nie nazywa strzeżenia granic przez polskich żołnierzy, lecz „blokowanie akcji humanitarnej”. Lewandowski nie wspomniał jednak ani słowem, że polski rząd zaoferował wsparcie humanitarne koczującym po białoruskiej stronie naszej granicy 24 nielegalnym imigrantom. Propozycja ta nie spotkała się jednak dotąd z jakąkolwiek odpowiedzią strony białoruskiej.

Zarzucając rządzącym hańbienie polskiego munduru, europoseł z Platformy sam sięga po haniebne porównania. Za takie niewątpliwie należy uznać zestawienie masakr komunistycznego wojska dokonywanych po wojnie na żołnierzach niezłomnych, a potem również w latach 1956, 1968 czy 1970 nie tylko na polskim narodzie, ale i na obywatelach ówczesnej Czechosłowacji.

 

Janusz Lewandowski w czasach studenckich trenował lekkoatletykę. Był nawet medalistą akademickich mistrzostw Polski w biegach sprinterskich. Elementarna przyzwoitość nakazaywałaby, żeby europoseł PO sprintem wycofał się ze swych haniebnych porównań. Bo póki co można odnieść wrażenie, że Lewandowski to w Polsce wspaniałe nazwisko. Jednak nosząc je – można być Robertem, ale można też być Januszem.

 

ren/Twitter, PAP, Dziennik