Na portalu "Krytyki Politycznej" ukazał się felieton Adama Leszczyńskiego, w którym autor mocno krytykuje Roberta Biedronia.  Chodzi o wspólny start w wyborach parlamentarnych Wiosny z Koalicją Europejską.

- Drogi Robercie – o co ci chodziło naprawdę? Zastanawiam się teraz i nie mogę zgadnąć. Po to angażowałeś czas i energię tylu ludzi, żeby wprowadzić parę osób na listy Grzegorza Schetyny? To mogłeś mieć bez tego całego wysiłku. - pisze Leszczyński

- Myślałem, że to, co mówisz o „rozbijaniu duopolu” rządzącego Polską, było na serio. Że ten cały show, który można zobaczyć na zdjęciach, ten z rozbijaniem młotkiem muru z napisem POPiS – coś znaczył. Że naprawdę ci o to chodziło. - czytamy

I dodaje, "A to był tylko żart! Doskonały, przyznaję. Dałem się nabrać."

Zdaniem lewicowego publicysty, start partii Roberta Biedronia z list ugrupowania Grzegorza Schetyny, to "zabójczy pomysł dla wiarygodności i skuteczności" Wiosny. Według niego, Wiosnę będzie czekać to samo co partię Barbary Nowackiej, która "dostała mało za dużą cenę, czyli za publiczne odcięcie się od własnego programu."

- Zostaniesz miłym wiosennym kwiatkiem do ciężkiego zimowego kożucha platformerskiej konserwy. Kwiatuszkiem, dodajmy, malutkim, bo nie dostaniesz dużo biorących miejsc. - stwierdza Leszczyński

- Tyle zostanie z opowieści o „rozbijaniu duopolu”. Mały, trochę smutny kwiatuszek do kożucha Grzegorza Schetyny. - podsumowuje

Adam Leszczyński zarzuca również Robertowi Biedroniowi brak wiarygodności. 

- Nie wiem, czy pamiętasz, Robercie, ale obiecywałeś zrzec się mandatu europosła, kiedy go już wygrasz. Wiem, wiem – masz już dość tej sprawy i nie chcesz o niej słuchać. (...)Zamiast powiedzieć: „zmieniłem zdanie”, udawałeś, że wcale tak nie jest, mnożąc kolejne uzasadnienia, jedno głupsze od drugiego. Aktualna wersja brzmi: „jak uzyskam mandat posła, to zrzeknę się mandatu w Brukseli”. - pisze publicysta

- Cała idea Wiosny zbudowana była na walce z duopolem - dodaje

Dziennikarz "Krytyki Politycznej" chwali również Jarosława Kaczyńskiego:

- Kaczyński w ciągu długiej kariery mógł zmieniać zdanie w różnych sprawach: mógł mówić o układzie, a potem przestawać o nim mówić; mógł chować Antoniego Macierewicza oraz sektę smoleńską, a potem wyciągać ich do pierwszego szeregu; mógł robić jeszcze wiele innych zwrotów – ale pozostawał wiarygodny, ponieważ nie zmieniał zdania w sprawach fundamentalnych. Nie próbował nagle zaprzyjaźniać się z ludźmi, których wcześniej uważał za swoich głównych wrogów. Zawsze zaś był wrogiem tego, co nazywał III RP, i nim pozostał. Nie bał się ryzykować swoją pozycją lidera – wysuwając Beatę Szydło i Andrzeja Dudę w wyborach 2015 roku – i nawet w chudych dla niego latach 90. nie zamieniłby działalności politycznej w Polsce na posadę za granicą (gdyby mu ją ktoś zaproponował). Kaczyński wierzył w to, co robi – na dobre i na złe. W tym momencie nie jest wcale jasne, że ty w to wierzysz. - czytamy

bz/krytykapolityczna.pl