<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ. ELEMENTARZ KATOLIKA >>>

Na stronie "Dziennika Opinii" swoją ocenę zaprzysiężenia Andrzeja Dudy przedstawił jeden z bardziej znanych lewicowców i liberałów. Jego oburzenie wywołał fakt, że na pół godziny przemówienia przypadła godzina Mszy. "To ma być prezydent wszystkich Polek i Polaków?" - pyta i twierdzi, że Duda zaczął "od zaprzysiężenia połączonego z modłami, od czegoś, co w każdym państwie, które nie jest teokracją, wygląda groteskowo". 

Autor nie rozumie, niestety, zupełnie podstawowej sprawy: Andrzeja Dudę, owszem, wybrali Polacy. Niewielką większością, rzeczywiście, bo ludzie niewierzący naturalnie częściej popierali Komorowskiego. Fakt jednak, że w demokracji swoich reprezentantów wybiera lud, nie zmienia podstawowej prawdy: władza pochodzi od Boga i to przed Bogiem w pierwszej kolejności będzie odpowiadał Andrzej Duda. Polacy go wybrali, ale swoją pracę prezydent musi poświęcić Panu. 

Nie jest tak, jak chcieliby oderwani od rzeczywistości lewicowcy, że Duda jest winny Bogu służbę jedynie poza czasem sprawowania swojego urzędu. Nie, wprost przeciwnie: jest Mu winny służbę zawsze, czy tego chce, czy nie. Liberałowie nie chcą uznać Bożej władzy, wychodząc od absurdalnej tezy o nieistnieniu Boga. To, jednak, ich ponury problem: Duda jest, jak się zdaje, człowiekiem rozsądnym i wie, że Bóg, owszem, jest, stworzył świat i chce od ludzi bardzo konkretnych rzeczy. 

A zatem pół godziny przemówienia w stosunku do godziny Mszy to zdrowa proporcja. Na pierwszym miejscu jest Chrystus, naród - dopiero na drugim. Zwłaszcza, gdy część tego narodu, ogłupiona kłamstwami powtarzanymi od conajmniej trzech stuleci, roi sobie, jakoby Boga nie było! Niech teraz patrzy, jak prezydent oddaje cześć Panu - Bóg da, nawróci się, pojmując, że obciachem nie jest wiara katolicka, a zwierzęcy materializm. 

A więć śmiało, Panie Prezydencie! Niech nie przejmuje się Pan pychą lewicowców i odważnie służy Panu Bogu. Co jest dobre w oczach Boga, jest dobre dla całej Polski.

Paweł Chmielewski