Witold Listowski, prezes Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich, w wywiadzie dla Wirtualnej Polski skomentował ostatnią wizytę prezydenta Ukrainy w Polsce.

Sobotnie złożenie kwiatów przez Poroszenkę przy pomniku upamiętniającym ofiary zbrodni Wołyńskiej Listowski uznał za hipokryzję:

"Samo przyklęknięcie i przeżegnanie się pod tym pomnikiem nic nie znaczy, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że dzień wcześniej w Kijowie nazywano jedną z głównych ulic miasta imieniem Stepana Bandery. To był tylko i wyłącznie zakłamany, propagandowy gest. Strona ukraińska myślała, że uda jej się go wykonać bez niewygodnych pytań. Na szczęście, dość przypadkowo znalazłem się na miejscu i je zadałem"

Jak dodawał, Poroszenko zapytany przez niego o to, kiedy Ukraina ma zamiar potępić rzeź wołyńską, nic nie odpowiedział, tylko odszedł w milczeniu. Prezydent Ukrainy był wyraźnie zaskoczony takim pytaniem. 

Listowski mówił też o reakcjach obecnych na uroczystościach młodych Ukraińców na pytania o Wołyń: 

"Oni w rozmowie ze mną przyznawali, że pochodzą z Wołynia i nigdy nie słyszeli o dokonanej tam zbrodni i ludobójstwie na Polakach. Przekonywali mnie, że w ich wioskach nic takiego nie miało miejsca. To jest skandal nad skandalami! W związku z tym pytam: gdzie są na Ukrainie lekcje historii, na których uczy się trudnej, ale jednak prawdy?"

Jak ze smutkiem dopowiadał, również wśród polskiej młodzieży widać ogromne braki w wiedzy na ten temat. 

Listowski dziwił się też, że obecnie nie mówi się wiele o szlachetnych Ukraińcach, którzy ostrzegali i ratowali wtedy Polaków. Jak podkreślał, na Ukrainie często mówi się jako o zdrajcach i są cenieni głównie w Polsce.  

Jak mówił dalej:

"Proszenie o wybaczenie, to zupełnie co innego, niż potępienie zbrodni. My zawsze mówimy, że wołamy nie o zemstę, a o pamięć. Nie wierzę w wyciągniętą w geście pojednania dłoń Ukraińców. Dopóki Ukraina nie zmierzy się ze swoją przeszłością, to nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu". 

ds/wp.pl