Portal Fronda.pl: Wkrótce po zamachach terrorystycznych w Paryżu pojawiły się głosy, według których ataki mogły być inspirowane przez rosyjskie służby. Teraz francuskie media podają, że mężczyźnie, który zaatakował policjantkę i żydowski sklep, broń miał sprzedać były ochroniarz Frontu Narodowego, zdobywając ją wcześniej gdzieś na wschodzie Europy. Wiadomo, że Front Narodowy jest z Rosją powiązany, także finansowo. Czy mamy do czynienia w pańskiej opinii z tropem, który wzmacnia hipotezę o rosyjskiej inspiracji zamachów?

Andrzej Łomanowski: Nie sądzę. Nie możemy mylić dwóch rzeczy – polityki rosyjskiej, która wykorzystuje pewne okazje wydarzające się na scenie politycznej Europy z inspirowaniem przez Moskwę takich wydarzeń, jak wspomniane zamachy. Rosjanie nie mają aż tak długich rąk, by sięgać do francuskich muzułmanów. Oczywiście, na rynku handlu broni w Europie i nie tylko jest pełno byłych oficerów rosyjskich czy radzieckich, byłych funkcjonariusz służb specjalnych. Najlepszym tego przykładem jest siedzący w amerykańskim więzieniu rosyjski handlarz bronią Wiktor But. Ale to nie znaczy jeszcze, że za każdym wydarzeniem, jak te zamachy z Paryża, powinniśmy widzieć cień Moskwy. To natomiast co Rosja rzeczywiście robi doskonale, to wyciskanie wszystkich możliwych i niemożliwych korzyści z tego rodzaju wydarzeń. Moskwa ma służbę dyplomatyczną wyszlifowaną stuleciami, gdzie ciągłość tradycji nie została w ogóle przerwana. W budynku MSZ w Moskwie wiszą portrety ministrów od czasów carskich, przez Mołotowa aż do obecnego ministra.

Jeszcze w styczniu powszechnie mówiono, że zamachy z Paryża stać się okazją do wznowienia współpracy między Moskwą a NATO w obszarze zwalczania terroryzmu. Tak się stało?

Myślę, że te wydarzenia stały się dla Rosjan pomostem do Paryża, ułatwiły znalezienie z Francuzami wspólnego języka. Rosjanie mogli przyjść i powiedzieć: patrzcie, my mieliśmy identyczny problem z naszymi muzułmanami, w samej Moskwie. To zawsze jest jakiś pierwszy krok w kierunku dalszych zysków politycznych. Nie sądzę natomiast, by Moskwie udało się rozwinąć w tej chwili jakąkolwiek współpracę z NATO, nawet w zakresie zwalczania terroryzmu. Tego rodzaju współpraca była i nie została zakończona, ale obecnie nie jest na pewno rozwijana. To wymaga przecież wymiany danych wywiadowczych, a tu NATO byłoby obecnie bardzo wstrzemięźliwe.

Wracając poniekąd do pierwszego pytania, czy francuski Front Narodowy w realny sposób sprzyja dziś rosyjskiej polityce?

W tej chwili jeszcze nie, ale szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen mówi rzeczy przyjemne dla rosyjskiego ucha. Natomiast jeśli Front Narodowy dostałby się do władzy i zdobył jakieś stanowiska, liczącą się pozycję w parlamencie i tak dalej, to wtedy rzeczywiście zobaczylibyśmy ich prorosyjskość w całej krasie. Nie ma tu żadnych wątpliwości: Front Narodowy dostał znaczną pożyczkę z rosyjskich banków na bardzo korzystnych warunkach i będzie musiał je spłacićGdy tylko zdobędzie choć część władzy we Francji, będziemy mieć okazję do oglądania ich prorosyjskości przy okazji spłacania kredytów, między innymi naszym kosztem.

Obserwuje pan istnienie podobnych radykalnie prawicowych i prorosyjskich zarazem ruchów w innych europejskich krajach?

To jest najbardziej zdumiewająca historia ostatnich lat - mianowicie brunatna międzynarodówka, która zebrała się wokół Władimira Putina. To po prostu coś niesamowitego. Biorąc pod uwagę wcześniejsze międzynarodówki sojuszników czy to Rosji carskiej czy Związku Radzieckiego, jest to najbardziej egzotyczny zbiór sprzymierzeńców, jaki Moskwa mogła sobie wymyślić. Na przykład latem ubiegłego roku neofaszystowska niemiecka NPD urządziła w Berlinie wiec poparcia dla rosyjskiej polityki na Ukrainie. Co prawda przyszło tam niewiele osób, ale wiec był transmitowany w internecie dzięki życzliwości niektórych rosyjskich firm informatycznych. W każdym prawie zachodnim kraju istnieją takie ugrupowania. Najsilniejsze są właśnie we Francji, dzięki umiejętnie ulokowanym rosyjskim pożyczkom. Równie silnie są w Grecji, z zupełnie jednak innych powodów. Grecja tradycyjnie odnosiła się z polityczną sympatią do Rosji, co najmniej od wojny o niepodległość w XIX wieku. Tuż po drugiej wojnie światowej, w wyniku wojny domowej, greckie społeczeństwo pękło na pół. Część była probrytyjska, część – prosowiecka. Sympatie prorosyjskie utrzymały się do dzisiaj. Są one zarówno w tym dziwacznym, skrajnym ugrupowaniu Złota Jutrzenka, jak i wśród generalicji armii greckiej.

Widać coś podobnego w Polsce, jeśli nie liczyć rozmaitych skrajnie marginalnych grup?

Nie. Polska jest zaimmunizowana od tego rodzaju zarazków. Nigdy nie wpadliśmy w szał idei pansłowiańskiej szerzonej przez carską Rosję w drugiej połowie XIX wieku, inaczej niż nasi słowiańscy sąsiedzi. Ochroniliśmy się też dość solidnie przed wirusem komunistycznym w II połowie XX wieku, w przeciwieństwie do naszych sąsiadów z zachodu i południa. Jesteśmy również dość dobrze chronieni przed ewentualnym rozwojem partii prorosyjskich. Na arenie politycznej wszystkie ugrupowania prorosyjskie to plankton, wręcz śmieszny margines. Jednak jeśli chodzi o nastroje społeczne, to wyróżnia się dość solidna grupa, która wyraża się przychylnie o Putinie i polityce, jaką on prowadzi. To ludzie, których socjologowie określają jako osobowości autorytarne, marzący o silnej ręce, porządku w kraju i tak dalej, a z tym właśnie kojarzy im się polityka Putina.

Może w pańskiej ocenie powstać siła polityczna skupiająca te środowiska?

Być może ktoś z tego radykalnego, skrajnego planktonu w końcu się zorientuje, że jest tu pewna polityczna okazja. Czy starczy jednak chęci, siły i pracowitości, żeby zebrać wszystkich zwolenników rozproszonych po całym kraju ? Mam dość duże wątpliwości. Jedno, co można powiedzieć o polskich politykach to to, że są jednak jedną z bardziej leniwych grup w naszym społeczeństwie

Janusz Korwin-Mikke już dziś bardzo otwarcie chwali Władimira Putina. Po co?

Janusz Korwin-Mikke ma na stałe przyklejoną etykietkę dziwoląga i ekstrawaganta. To, co mówi, wcale mu nie sprzyja, bo wypowiada tak dziwne rzeczy na rozmaite tematy, że nie jest w stanie odnaleźć wystarczająco znaczącej grupy zwolenników. Gdyby milczał choć na kilka tematów, a mówił na dwa, trzy inne, znalazłby na pewno – ale nie jest w stanie tego zrobić. Natomiast Korwin-Mikke z całą pewnością usiłuje wykonywać jakieś gesty pod adresem Moskwy i Putina. Nie chciałbym być tutaj złośliwy, ale możliwe, że jako prawdziwy wolnorynkowiec szuka po prostu kapitału.