Trzeba zacząć od tego, że na razie politycy PiS nie mówią o zjednoczeniu w rozumieniu dosłownym. Nikt nie mówi o przyjmowaniu do PiS polityków z innych ugrupowań, czyli przede wszystkim Polski Razem i Solidarnej Polski czy też tworzeniu przez PiS i inne ugrupowania jakiegoś nowego organizmu. Mowa raczej o powstaniu jakiegoś wspomagającego klubu w Sejmie i wspomagającej federacji zewnętrznych organizacji, która byłaby w ścisłym sojuszu z PiS. To pewien wstępny etap, który mogliby zaakceptować liderzy pozostałych partii. Ale czy jest to wariant do zaakceptowania przez Zbigniewa Ziobrę?

Myślę, że w Solidarnej Polsce jest wielu ludzi, działaczy różnych szczebli, którzy taki sojusz nawiązaliby chętnie, łącząc listy przed wyborami. W dalej perspektywie być może równie chętnie zrezygnowaliby z obecnej partii politycznej na rzecz PiS.

Sami liderzy,  w tym Zbigniew Ziobro, to już inna historia. Myślę, że tutaj w grę wchodzą również pewne osobiste animozje, chociaż one w polityce nie muszą odgrywać dużej roli. Czasem jednak tak się dzieje i jeśli chodzi o Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Kaczyńskiego, mam wrażenie, że jednak odgrywają one pewną rolę.

Ziobro jest dla Kaczyńskiego dużym, bardzo osobistym zawodem, bo był jednym z najbardziej promowanych przez prezesa PiS polityków młodego pokolenia. Z kolei, Ziobro ma różne, dosyć mocne żale do Kaczyńskiego. Jednocześnie, ma bardzo wybujałe poczucie własnej wartości politycznej, która w rzeczywistości w tej chwili jest już bardzo mała.

Żeby doszło do porozumienia, nawet takiego dość luźnego, Jarosław Kaczyński musiałby powściągnąć pewne swoje złośliwości i paternalistyczny ton wobec Ziobry. Z kolei, Ziobro musiałby przyjąć do wiadomości, że jest dużo młodszym partnerem w tym układzie.

Czy obaj panowie będą potrafili się na to zdobyć? Czy uznają, że warto? Trudno odpowiedzieć na te pytania. Myślę, że Jarosław Kaczyński zbiera tutaj znacznie większą premię, już za sam fakt, że zaprosił Ziobrę na spotkanie i ogłosił, że jest w stanie podjąć takie kroki wobec różnych ugrupowań. To daje wyprzedzenie i duży plus dla prezesa PiS. Przewodniczącemu Solidarnej Polski to na razie nie daje nic, bo stroną mocniejszą, która wychodzi z inicjatywą jest Prawo i Sprawiedliwość, a nie Solidarna Polska.

Jednak już sam fakt, że dochodzi do takiego spotkania można uznać za pewien sukces. Oczywiście, można też powiedzieć, że Ziobro nie mógłby sobie pozwolić na odrzucenie takiej oferty. Z wizerunkowego punktu widzenia, byłoby to bardzo trudne do uzasadnienia.

Jeżeli do żadnego porozumienia nie dojdzie i jeśli Ziobro nie będzie gotów przyznać się do politycznej porażki i uznać, że jest dużo młodszym i słabszym partnerem w tym układzie, to myślę, że Kaczyński będzie realizował wariant "Solidarna Polska minus Ziobro". I to jest do zrobienia. Nie ma już Jacka Kurskiego, który był dużą przeszkodą w realizacji takiego wariantu. Wystarczy teraz ponad głową Ziobry przemówić do członków Solidarnej Polski. Myślę, że po tamtej stronie znalazłoby się zrozumienie i chęć do współpracy. Jeżeli Ziobro nie buja gdzieś w chmurach w kontekście swojej siły i potencjału, to powinien zdawać sobie sprawę z tego, że taki wariant prezes PiS może zrealizować. A skoro tak, to lepiej ustąpić i być w środku, niż na zewnątrz.

Podobne wizje zjednoczenia prawicy były już co najmniej kilka razy i zwykle to się nie udawało, ale jest pewna różnica. Pojawiały się w zupełnie innych okolicznościach. Teraz okoliczności znacznie odbiegają od tego, co mogliśmy obserwować w okresie rządów PO. Zużycie władzy jest obecnie bardzo duże. Teraz mamy do czynienia z sytuacją, którą analitycy lubią określać mianem momentum. Momentum zostało nadane w sytuacji ujawnienia nagrań polityków. Do tego dochodzi zużycie władzy, niekorzystne dla PO sondaże, etc. Opozycja łapie wiatr w żagle i dziś jest w zupełnie innej sytuacji, niż rok, dwa czy trzy lata temu.

Jeżeli Ziobro jest człowiekiem przytomnym na tyle, aby to zauważyć (a myślę, że jest), to będzie sobie z tego zdawał sprawę. W tym sensie obaj panowie są trochę w sytuacji przymusowej. Kaczyński chyba zaczyna rozumieć, że trzeba na serio zacząć walczyć o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Przy czym, nie mam tu na myśli tylko wygranej, ale możliwość realnego rządzenia. Prezes zdaje sobie sprawę z tego, że reakcja sympatyków i działaczy PiS na kolejną z rzędu przegraną może być nie tylko bardzo nieprzyjemna, ale dla niego, jako polityka posuniętego w latach, może oznaczać utratę ostatniej szansy, żeby rządzić.

Jest to więc pewien przymus, z którego zdaje sobie sprawę zarówno Kaczyński, jak i Ziobro. Jeżeli obie strony zdają sobie sprawę z tego przymusu, starają się spotkać po środku, to negocjacje mogą pójść dobrze. Możliwe jest też inne wykorzystanie takiej sytuacji. Każda ze stron może sądzić, że skoro ten drugi jest pod przymusem, to może się mocniej postawić, by więcej zyskać. Jeżeli do takiego wniosku dojdą obie strony jednocześnie i tak właśnie zechcą grać, to na ogół nic z tego nie wyjdzie.
 
Myślę, że po spotkaniu zostanie podany jakiś komunikat, na pewno będzie wstrzemięźliwy i nie wprost, ale będziemy z niego mogli coś wywnioskować.

Not. MaR