Portal Fronda.pl: Komitet Obrony Demokracji wezwał Mateusza Kijowskiego do natychmiastowego ustąpienia ze stanowiska. On jednak twierdzi, że nie widzi powodu, aby to zrobić. To koniec jego kariery politycznej, czy też jednak sprawa potoczyć się może zupełnie innym torem?

Łukasz Warzecha: Przede wszystkim KOD jest w kompletnej rozsypce wewnętrznej i z tej armii opozycji histerycznej, jeśli można ją tak nazwać, to znaczy PO, Nowoczesnej oraz KOD, ten ostatni okazał się najsłabszym ogniwem, będąc jednocześnie w dużej mierze kreacją Gazety Wyborczej. Myślę, że tam jest również najprościej, spośród wspomnianych 3 struktur, wymienić lidera. W PO zmiana tego typu nie wchodzi w grę, Nowoczesna z kolei zbudowana jest na Ryszardzie Petru, który od początku był jej postacią centralną. Tego typu zależność w najmniejszym stopniu funkcjonuje właśnie w przypadku Komitetu Obrony Demokracji. Gdy poczytamy wzajemne wymiany opinii, które raczej nazwać można teraz karczemną burdą, na różnych KOD-owskich forach, widać, że tam już idą „na noże”. Ta dezintegracja wewnętrzna, spór oraz rozczarowanie, do którego wielu działaczy Kijowski doprowadził, wydaje się wręcz ważniejsze niż to, czy pozostanie on liderem KOD.

W obu wypadkach, jeśli zostanie liderem lub jeśli z KOD odejdzie, może dojść do rozłamu. Jeśli nie będzie mu przewodził, to być może powoła jakiś własny KOD, być może część osób sympatyzujących z nim odejdzie do tego „neo-KODu”, czy też KODu 2. Z kolei jeśli pozostanie w strukturach KOD, można się spodziewać, że wiele osób zniechęci się, lub założy jakąś własną strukturę. To pokazuje, jak ogromny jest tam problem.

Sądzi więc Pan, że bez względu na to, jak sprawy się potoczą, doczekamy się końca KODu w obecnej formie? Wtedy z pewnością jego siła zdecydowanie osłabnie, czy tak?

W ogóle siła KODu, nawet w momencie, kiedy Kijowski wydawał się być w nim jeszcze dobrze osadzony, była moim zdaniem przeceniana. Należy rozróżnić przede wszystkim dwie rzeczy. Czym innym są aktywni działacze KOD, którzy przychodzą na większość demonstracji, biorą udział w dyskusjach, są blisko struktur kierowniczych, a czym innym osoby, które od czasu do czasu pojawiają się na tych dużych demonstracjach, które zbierają p kilkanaście czy 20 tysięcy osób. Może być tak, że tych drugich te niesnaski nie dotkną zbyt mocno, że przyjdą mimo wszystko na kolejne demonstracje organizowane przez KOD. Stawiam jednak, że gdyby KOD został sam i pod wpływem tych sporów przestał być czynnym sprzymierzeńcem, a stał się obciążeniem dla PO i Nowoczesnej, (co już po trosze ma miejsce), frekwencja na demonstracjach organizowanych wyłącznie przez KOD stopniowo by malała. Moim zdaniem będzie to jednak efemeryda. Sądzę, że osoby, które uważały, że KOD może się stać ważnym aktorem w najnowszych wyborach samorządowych w 2018 roku, myliły się. Tak się nie stanie, nie ma na to szans. Powiem więcej – postawiłbym tezę (choć oczywiście mogę się mylić), że w roku 2019, podczas kolejnych wyborów parlamentarnych, KODu w zasadzie już nie będzie.

Sądzi Pan, że w obliczu kolejnej kompromitacji PO oraz Nowoczesnej, do której doszło wczoraj, oraz chęci usunięcia Kijowskiego z KOD, krzyki przeciw legalnie wybranej władzy w Polsce na jakiś czas przycichną?

Nie, nie ma ku temu powodu. Z punktu widzenia PO oraz Nowoczesnej, jest to jedyna metoda, jaka im pozostała. Oni tę drogę świadomie wybrali. Spokojną i umiarkowaną, merytoryczną krytykę wybrało PSL oraz Kukiz’15. Ten podział staje się teraz już bardzo wyraźny. Podział na opozycję totalną czy histeryczną oraz na opozycję, która pracuje tak, jak opozycja powinna pracować. W tej chwili dla PO i Nowoczesnej wycofanie się z tej drogi byłoby politycznym samobójstwem. One cały swój kapitał ostatniego roku zbudowały na radykalizacji przekazu. Tego się będą trzymać. Nie wiem, rzecz jasna, czy aż do samych wyborów parlamentarnych. Trzeba pamiętać o tym, że stałą regułą jest to, że wybory parlamentarne wygrywa się w środku. Może więc się zdarzyć to, co przed wyborami robi chociażby Jarosław Kaczyński. To znaczy – pomiędzy wyborami mówimy do swoich zwolenników i konsolidujemy własny elektorat, natomiast tuż przed wyborami trochę zmieniamy i łagodzimy ton. Tu może być podobnie. Do wyborów jest jednak jeszcze dużo czasu, także tych samorządowych i moim zdaniem ani PO ani Nowoczesna z obranej już, radykalnej drogi, na razie nie mają powodu schodzić.

Dziękujemy za rozmowę.