NIE JECHAĆ I CO DALEJ?

Mateusz Morawiecki zdecydował, że Polska nie będzie reprezentowana na szczycie Grupy Wyszehradzkiej, który ma się odbyć w Izraelu. Decyzja rozsądna. Warto w tej sytuacji pokusić się o dalsze stanowcze kroki m.in. w sprawie "mienia bezspadkowego". Żal nie wykorzystać okazji do podyktowania swojej narracji w tej sprawie, która w zaistniałych okolicznościach będzie wzbudzać zainteresowanie.

Spotkanie państw Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu, jakkolwiek dla wielu zaskakujące ze względu na wybór miejsca, nie powinno dziwić. Jerozolima zamierzała wykorzystać to spotkanie m.in. do podsumowania stanu realizacji Deklaracji Terezińskiej z 30 czerwca 2009, którą sygnowało 46 państw, w tym wszystkie z Grupy Wyszehradzkiej. Deklaracja ta, trzeba przypomnieć, wzywa jej sygnatariuszy - obok spraw innych i skądinąd słusznych - do "podjęcia wszelkich możliwych starań na rzecz restytucji byłego żydowskiego wspólnotowego i religijnego majątku w drodze albo restytucji in rem albo rekompensaty, tak jak to będzie właściwe". Dotyczy ona także roszczeń prywatnych.

Nieobecność Polski na spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej, jakkolwiek ważnym dla nas, stwarza obitej Polsce szansę na dokonanie nowego rozdania. Polska bowiem dla "operacji terezińskiej" oraz idącej jej w sukurs ustawy 447. amerykańskiego Kongresu dot. "bezspadkowego mienia", jest państwem kluczowym. Jej wyłamanie się z dyktatu nie dość, że oddala od nas widmo rabunku, to na dodatek ładuje akumulatory innych państw, które czekają również w kolejce złupienia.

Dzięki głupocie premiera Netanjahu i ministra spraw zagranicznych Katza, dostaliśmy nieoczekiwanie przestrzeń do gry. Nie jechać to jedno, ale nie jechać i sporo na tym ugrać, to drugie. Dyplomatyczny gest, to za mało. Pytanie, czy po dotychczasowym festiwalu uległości, jest w tym rządzie ktoś, kto to ogarnie.

Maciej Eckardt @ Facebook

[tekst powstał przed odwołaniem szczytu Grupy Wyszehradzkiej - red.]