Minister obrony narodowej, Antoni Macierewicz udzielił obszernego wywiadu "Gazecie Polskiej". Szef MON odniósł się m.in. do tzw. buntu generałów. W ocenie Macierewicza, stoją za nim ludzie ze "złotego funduszu" PRL. 

„Gdy zostałem ministrem obrony narodowej, zobaczyłem w armii ludzi ze »złotego funduszu« na kluczowych stanowiskach”- zwrócił uwagę minister. Co oznacza to tajemnicze określenie? Oficjalna nazwa tzw. "złotego funduszu" brzmi: Fundusz Przyspieszonego Rozwoju, który, według Macierewicza, w 2012 r. próbował reaktywować ówczesny minister obrony narodowej, Tomasz Siemoniak.

Zapytany, jaki wpływ mają ludzie z owego funduszu na kształt polskiej armii, szef resortu obrony odpowiedział, że do niedawna mieli bardzo istotny i chcą go utrzymać. 

"I na pewno im dłużej jest blokowana możliwość mianowania nowych generałów, tym bardziej utrwala się wpływ takich ludzi na polską armię”- ocenił Antoni Macierewicz.

Polityk podkreślił, że z informacją o istnieniu tzw. "złotego funduszu" po raz pierwszy dowiedział się zaraz po objęciu kierownictwa w MON, kiedy zapoznawał się z życiorysami oficerów przedstawianych do awansu. Nie odpowiedział jednak, kto zaproponował te osoby. Minister Antoni Macierewicz wyjaśnił, że "złoty fundusz" jest sformalizowaną grupą ludzi, którzy w oficjalnych dokumentach personalnych żołnierza mieli zapisaną przynależność do niego. Mowa o osobach wyselekcjonowanych na początku lat 80. z całej kadry oficerskiej, jako przyszli dowódcy polskiej armii. 

"Wojsko miało czuwać nad ich rozwojem i przygotowaniem do roli dowódców”- tłumaczył szef resortu obrony. Jak podkreślił polityk, określenie "złoty fundusz" pochodzi od "przywilejów finansowych, możliwości wszechstronnego szkolenia i zapewnionej drogi awansu"- tym wszystkim, według Macierewicza, cieszyli się wspomniani oficerowie.

„W wojskowych służbach specjalnych PRL tego typu strukturę nazywano kadrą perspektywiczną. Ta nazwa funkcjonowała także w oficjalnych dokumentach. Gdy zostałem ministrem obrony narodowej, zobaczyłem w armii ludzi ze złotego funduszu na kluczowych stanowiskach."- podkreślił rozmówca "Gazety Polskiej". Szef MON zwrócił uwagę, że choć ta grupa jest raczej niewielka, to jej wpływy wciąż są bardzo duże, nawet jeżeli dziś znajduje się poza armią. 

„I przypomnę tylko, że peerelowski pomysł Funduszu Przyspieszonego Rozwoju próbował reaktywować w 2012 roku minister Tomasz Siemoniak”- powiedział minister Macierewicz, który został zapytany, czy to właśnie ludzie "złotego funduszu" stoją za buntem generałów. Szef resortu obrony odpowiedział na to pytanie twierdząco. Jak dodał, ich wpływy można było dostrzec w momencie, gdy z polskiej armii odeszło kilku generałów współodpowiedzialnych za jej osłabienie. 

"Rozpoczął się wówczas medialny, zmasowany atak, który wciąż trwa”- podkreślił polityk.

„I nikt nie czuje się zażenowany tym, że chodzi o funkcjonariuszy wojskowej bezpieki, i tych, którzy bili czołem przed gen. Stanisławem Koziejem czy prezydentem Bronisławem Komorowskim. Robili to wówczas, gdy milczenie gen. Mieczysława Cieniucha, dowodzącego »grupą wsparcia« dla ekspertów pracujących w Smoleńsku, pomagało upowszechniać kłamstwo smoleńskie."-zauważył Macierewicz. Minister zwrócił uwagę, że ci ludzie robili to także wtedy, gdy Bronisław Komorowski, zaledwie kilka miesięcy przed rosyjską agresją na Ukrainę, ogłosił, że Federacja Rosyjska nie zagraża nam, a w Europie przez co najmniej dwadzieścia lat nie będzie wojny. 

„Wówczas nie mieli odwagi ani bronić swoich towarzyszy broni leżących w błocie smoleńskim, ani Polaków skazywanych na bezradność wobec Rosji! Tchórzliwe milczenie było wtedy nazywane odwagą, dziś odwagą nazywa się atakowanie wzmacniania armii."- powiedział szef MON. Jak dodał, środowiska liberalne i postkomunistyczne "w sposób szczególnie bezwzględny i konsekwentny" używają dziś tego paliwa. Minister wyraził ubolewanie, że po stronie obozu Dobrej Zmiany tak niewielki jest zakres przeciwstawienia się temu atakowi. 

Według Macierewicza na obecną sytuację w armii miały wpływ decyzje podejmowane jeszcze w latach 80. W tym kontekście minister przywołał rozmowę Jaruzelskiego z Gorbaczowem, gdy ten pierwszy zapewnił, że "jeśli chodzi o polską armię, to on na pokolenia zabezpieczył dominację środowisk związanych ze Związkiem Sowieckim”.

„Wydawało się wówczas, że mamy do czynienia z pewną bufonadą w wykonaniu Jaruzelskiego - ot, takim rzuceniem nieuprawnionego stwierdzenia, niemającego żadnego zakorzenienia w faktach. Później jednak zapoznałem się z dokumentami dotyczącymi systemu nazwanego »złotym funduszem«”- poinformował Antoni Macierewicz, który zastrzegł jednocześnie, że nie można przekreślać wszystkich oficerów, którzy przeszli przez "złoty fundusz". Każda taka osoba wymaga indywidualnego podejścia i minister zapewnił, że w ten właśnie sposób postępuje. 

"Jeżeli ktoś nie popełnił przestępstwa zdrady Polski, nie uwikłał się w trwałe zależności i gotów jest budować nową armię, to zawsze będzie miał drogę otwartą"- zapewnił szef resortu obrony.

yenn/PAP, Fronda.pl