Niemal każdy psycholog, który dostał swoje pięć minut w telewizji, załamuje ręce nad barbarzyństwem detektywa. W podobnym tonie wypowiedział się niedawno dr Jacek Wasilewski. "Matka Magdy jest ofiarą żądzy rozgłosu Krzysztofa Rutkowskiego. On ją medialnie pożarł" - stwierdził kulturoznawca na antenie TOK FM. Warto również wspomnieć święte oburzenie posła Andrzeja Rozenka, który w audycji Moniki Olejnik "7 Dzień Tygodnia" powiedział: "To jest hochsztapler, który na ludzkim nieszczęściu buduje swoją pozycję i majątek, bo bierze od ludzi ogromne pieniądze". Wszystkich przebiła, niezawodna jak zwykle, Katarzyna Kolenda - Zaleska, która w rozmowie z prywatnym detektywem nie zamierzała bawić się w obiektywizm. "Pan ją wykorzystał, to był lincz"; "Bo mi bardzo żal tej kobiety"; "Najbardziej obrzydliwe w pana zachowaniu jest to, że pan się kreuje na bohatera, na pewno pan nie jest bohaterem"... To tylko niektóre ze stwierdzeń, jakie padły z ust dziennikarki w programie "Fakty po Faktach". 

 

O ile świezo upieczeni eksperci rzucają gromy krytyki pod adresem Rutkowskiego, b. gliniarz, który pracował przy ok. 50 porwaniach i nie pała sympatią do detektywa, uczciwie przyznaje, że facet w ciemnych okularach odwalił kawał dobrej roboty. "Muszę go pochwalić, bo wykonał dobrze swoją robotę, zastosował odpowiednią technikę. (...) I chwała mu za to. Policjant nie może sobie pozwolić na wiele działań. Chociażby na stosowanie manipulacji, bo jeśli to wyjdzie, to będzie miał problemy" - przyznajde nadkom. Dariusz Loranty w rozmowie z portalem NaSygnale.pl.

 

Warto przypomnieć również słowa dokumentalisty i dziennikarza śledczego Sylwestra Latkowskiego, który w rozmowie dla TVN 24 stwierdził, że sukcesy Rutkowskiego są możliwe dzięki nieudolności policji. Równie dobrze reżyser mógłby powiedzieć, iż detektyw wyręcza stróżów prawa... Natomiast rzecznik KGP inspektor Mariusz Sokołowski pokusił się nawet o stwierdzenie, że Rutkowski "rozjechał emocjonalnie walcem rodzinę Madzi". Czy w sytuacji, gdy sprawa nie została jeszcze całkowicie wyjaśniona, największym zmartwieniem dla gliniarzy jest komfort psychiczny najbliższych dziewczynki? Trzeba pamiętać, że sprawie pozostaje wiele znaków zapytania. Wystarczy przypomnieć, słowa ojca Magdy, które wypowiedział kilka dni po zaginięciu w programie "Uwaga TVN". Bartłomiej Waśniewski tłumaczył, że właśnie tamtego wieczora zniósł wózek z mieszkania. "Ja zapakowałem się razem z kolegą do samochodu, miał mnie podwieźć do sklepu i tutaj właściwie się rozchodziliśmy. Żona poszła w prawo, a my pojechaliśmy w lewo" - mówił Waśniewski. Według wersji jego żony, miało to miejsce już po feralnym wypadnięciu dziecka z kocyka. Czy ojciec nie zauważył, że dziecko jest nieprzytomne? Podobne wątpliwości budzi kolejne kłamstwo Katarzyny W., która celowo wskazała detektywowi niepradziwe miejsce pozostawienia martwego dziecka. Czyżby nie chciała, aby ciało zostało odnalezione? To tylko przupuszczenia, rozwiązanie sprawy pozostawmy śledczym. Wątpliwości rozwieje również sekcja zwłok.

 

To są autentyczne problemy, którymi powinna żyć opinia publiczna, a nie "medialna krwiożerczość" Rutkowskiego. Owszem, mówienie o "dziecku wielkości ogórków, które mogły zjeść lisy" jest chamskie, a konferencje prasowe z detektywem w roli głównej trącą infantylnym show. Tyle, że nie chodzi tu o gusta, ale rozwikłanie sprawy. Niestety "gadające głowy" znów prowadzą spór obok meritum.

 

Aleksander Majewski