Nazywanie preparatów tzw. antykoncepcji awaryjnej lekami jest zupełnie nieuprawnione. Każdy lek coś leczy, a antykoncepcja jest przepisywana po to, żeby hamować i niszczyć płodność. Tymczasem płodność nie jest chorobą. To stan zdrowia. Każda choroba, w spisie chorób, ma swój kod. Nie ma natomiast kodu, który określałby płodność.

Decyzja Ministerstwa Zdrowia, by pigułka „dzień po” EllaOne była sprzedawana w Polsce bez recepty będzie mieć szereg tragicznych konsekwencji. Preparat ten nie tylko hamuje owulację, ale może mieć również działanie wczesnoporonne – a więc aborcyjne. Wszystko zależy od tego, w którym momencie cyklu kobiety doszło do współżycia. Jeżeli było to przed owulacją, to faktycznie owulacja zostanie zahamowana. Jeśli jednak współżycie miało miejsce w trakcie owulacji lub tuż po niej, to być może wtedy już doszło do połączenia komórki jajowej i plemnika, i mamy do czynienia z zarodkiem. Ludzkim zarodkiem. I wtedy środki zawarte w tymże preparacie mają tak oddziaływać na błonę śluzową macicy, by nie dopuścić do implantacji zarodka. W skutek tegoż nieprzyjaznego środowiska zarodek obumiera. Podnoszą się już głosy prawników, m.in. prof. Zolla, którzy mówią wprost, że ta decyzja Ministerstwa Zdrowia to „obejście ustawy z 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”.

Nietrudno sobie wyobrazić, że mając łatwy dostęp do tego typu antykoncepcji, ludzie, szczególnie młodzi ,będą się dużo częściej decydowali na ryzykowne zachowania seksualne. Statystyki brytyjskie czy francuskie pokazują, że łatwy dostęp do antykoncepcji awaryjnej powoduje m.in. wzrost zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową, które w dorosłym życiu tych młodych ludzi mogą skutkować niepłodnością.

Preparat antykoncepcyjny, o którym mowa, zawiera silną dawkę hormonów, dlatego do tej pory był przepisywany przez lekarza. Ma on różne skutki uboczne – od wymiotów, bólów brzucha po krwotoki. Z perspektywy studia telewizyjnego słyszymy, że jest on bardzo bezpieczny, nie wywołuje skutków ubocznych, można go stosować jak landrynki, pod warunkiem, że zażyjemy w cyklu tylko jedną tabletkę. Pytanie, czy jeśli będziemy co miesiąc łykać taką dawkę hormonów, czy również będzie to bezpieczne? Lekarze opowiadają, że na izby przyjąć regularnie zgłaszają się kobiety z krwotokami, z  bólami brzucha, właśnie po zażyciu tego typu specyfików. A przecież organizm każdej kobiety jest inny, organizm jednych jest rozregulowany stosowaniem przez długie lata antykoncepcji hormonalnej, inne cierpią na jakieś przewlekłe choroby. Czy dziewczyna o tym wie?

Preparat EllaOne będzie mógł być sprzedawany nawet bardzo młodym dziewczynom, gdyż nie wprowadzono żadnego ograniczenia wieku. Nastolatka nie kupi papierosów, nie kupi piwa, nie kupi również czipsów w szkolnym sklepiku bo są niezdrowe, ale może pójść do apteki i kupić silny środek hormonalny.

Istnieje jednocześnie niebezpieczeństwo, że małymi kroczkami zaczynamy właśnie realizować postulaty środowisk, które od lat walczą o powszechny dostęp do środków antykoncepcyjnych, o ich refundację. I być może za chwilę, kiedy uda się przeforsować bezreceptową sprzedaż tego jednego specyfiku, podniosą się głosy, dlaczego w takim razie nie sprzedawać bez recepty zwykłej antykoncepcji hormonalnej? Potem wprowadzimy obowiązkową edukację seksualną, bo skoro wszystko jest już bez recepty, to teraz trzeba te dziewczyny i tych chłopaków odpowiednio wyedukować. A jedynymi wygranymi w tej całej wojnie tak naprawdę będą koncerny farmaceutyczne.

Not.ed