Rozbawiają mnie nasze dyżurne panie feministki. Bo trudno im dogodzić. Ileż to krzyczą, że nie ma kobiet w polityce. Walczą jak lwice o parytety i ustawę suwakową. Nawołują kobiety do zaangażowania. Niech w końcu rzucą gary w kąt i przyjdą tworzyć politykę. Zamiast rodzić dzieci, niech walczą ze stereotypami. Bo tylko kobiety tak zmienią rzeczywistość, że będzie niestereotypowo, równościowo. Po prostu raj.

Dość już mężczyzn w polityce. Trzeba sprawy brać w kobiece ręce i walczyć o nasze. Musimy utrzeć facetom nosa. Teraz polityka ma mieć twarz kobiety. Wszak sama jest rodzaju żeńskiego. Dalej więc ministry, prezydentki, polityczki, sołtyski, wójtki i kto tam jeszcze na barykady. Dalej doktory i profesory, do dzieła. Wsiadajcie na traktory, albo walce i rozjedźcie męski świat. Raz na zawsze. W kobiecym raju, rządzonym przez kobiety, będzie po prostu bosko. Chyba że… do polityki pójdą niewłaściwe kobiety.

Aktywizacja polityczna, samorządowa i obywatelska kobiet – to jeden z najważniejszych postulatów Kongresu Kobiet. „Popieramy wszelkie działania, które mogą służyć wzmocnieniu obecności kobiet w życiu publicznym” – deklarują zrzeszone w stowarzyszeniu kobiety. A celem nadrzędnym ma być „budowanie więzi i solidarności wśród ko­biet, opartej na wiedzy o ich ekonomicznym, kulturowym i wycho­wawczym dorobku, na pamięci o ich historycznych dokonaniach i na nadziejach dotyczących równego społeczeństwa przyszłości”. Te i inne postulaty odnotowane są na stronie Kongresu jak mantra wracają rok rocznie na owych feministycznych zjazdach. Wśród prelegentek nie brakuje Magdaleny Środy i Wandy Nowickiej.

W  praktyce okazuje się, że to puste slogany, bo dyżurne feministki poprą kobiety, które garną się do polityki, ale nie wszystkie. Tylko te, które same uznają za właściwe. Nie oczekuję, że przyklasną na przykład kobietom o prawicowych poglądach. Bo przecież dla nich w świecie równościowym miejsca nie ma. Te niech rodzą dzieci, a jak chcą działać, to najwyżej w kółku różańcowym. Ale że walczą z lewicową kandydatką, to nawet najtęższym umysłom się nie śniło.

[koniec_strony]

Jak bardzo mogą kobiety liczyć na wsparcie środowisk feministycznych doświadcza właśnie na własnej skórze Magdalena Ogórek. Nie jest to moja kandydatka, nie podzielam jej poglądów, daleko mi do lewicowego zaangażowania. Przyglądam się natomiast dość uważnie temu, jak „siostry-feministki” ją podszczypują i opluwają swoim feministycznym jadem. Dziwi to tym bardziej, bo kandydatka SLD w dużej mierze ma poglądy zbieżne z paniami, które tak bardzo walczą o kobiety w polityce. Już przecież zapowiedziała, że jest za in vitro, popiera też lansowaną przez feministyczne środowiska konwencję antyprzemocową.

Magdalena Środa w Radiu Zet wypowiedziała się, że to wstyd, że taka kandydatka, że ma nieustawiony głos, a  twarze polityków Sojuszu, obserwujących występ Magdaleny Ogórek na konwencji, były „twarzami panów, którzy oglądają swoje dziecko w przedszkolu”. No tak, jakby była brzydka, to by się nie patrzyli, a że ładna, to wzroku nie mogli oderwać. Jej wina. Jakież to stereotypowe.

Wcześniej Wanda Nowicka określiła kandydatkę SLD mianem „innej formy paprotki”. Dziś wiadomo, że sama zawalczy o urząd prezydenta, przepraszam – prezydentki.

Od profesora i wicemarszałka Sejmu, przepraszam – profesory i wicemarszałkimi oczekiwałabym jednak głębszej refleksji, a nie wyłącznie połajanek i obmawianek rodem z magla. A tu nic. Co w takim razie tak drażni dyżurne feministki, że spać nie mogą z powodu Magdaleny Ogórek? Bo ładna i zgrabna? Drogie panie, to takie niefeministyczne i stereotypowe. Za młoda? A może to, że w niedzielę do kościoła chodzi? Deklaruje się jako osoba wierząca i nawet prof. Chazana poparła (choć później poparcie to ze swojego bloga wygumkowała)? Tego jej wybaczyć nie możecie? A może boicie się, że lewicowy elektorat będzie wolał oddać głos na kogoś, kto z Kościołem, tak jak wy, nie walczy wprost, choć też jego naukę wypacza (choćby sugerując, że papież Franciszek zmieni naukę Kościoła odnośnie do prezerwatyw). Czy gdyby była wojującą ateistką, feministki stanęły by za nią murem? Czy wówczas mogłaby liczyć na wasze wsparcie?

Jako że Leszek Miller pewnie nie skonsultował swojego wyboru z feministycznymi działaczkami, to oboje mają za swoje. Wszak, nie od dziś wiadomo, że kobieta kobiecie wilkiem, tzn. wilczycą jest. Szczególnie po lewej stronie sceny politycznej.

Małgorzata Terlikowska