Córce polskiego małżeństwa, które zaginęło podczas rejsu jachtem dookoła świata, udało się skontaktować z matką. 

"Rozmowa była lakoniczna, przerywana. Dowiedziałam się, że na jachcie nie ma prądu, mama jest sama, a mój tata jest poza jachtem. Nie wiemy co się z nim dzieje"- powiedziała Agnieszka Błażowska w rozmowie z Polsat News.

74-letni Stanisław Dąbrowny, wraz z żoną, 67-letnią Elżbietą, płynął jachtem z Madery na Barbados. Mieli dopłynąć tam w piątek. Pani Elżbieta w czwartkowy wieczór zadzwoniła do córek i w 15-sekundowej rozmowie przekazała im, że mają kłopoty. Od tamtej pory nie było żadnego kontaktu z żeglarzami. W niedzielę po południu jednej z córek udało się dodzwonić na telefon satelitarny. Odebrała matka. 

"Powiedziała, że dryfuje, że potrzebuje żeglarza, bo nie potrafi sterować jachtem. Wcześniej siostra dzwoniła i usłyszała, że tata jest poza burtą, że wypadł. Mama była tak roztrzęsiona, że nie chciałam jej wypytywać o tatę. Prawdopodobnie wpadł do wody kilka dni temu, gdy mama dzwoniła, że ma kłopoty. Ona jest tylko załogantem, nie potrafi sterować tą jednostką"- podkreśliłą dróga z córek małżeństwa, powiedziała Hanna Dąbrowna-Kocan. Francuskim służbom udało się dokładnie zlokalizować jacht i teraz córki małżeństwa czekają, aż uda się uratować panią Elżbietę, mają również nadzieję na poszukiwanie pana Stanisława. 

74-latek marzył o rejsie dookoła świata. Wraz z żoną wypłynął na początku lipca. Córki wspominają, że pani Elżbieta lubiła pływać z mężem, jednak "tylko gdy widziała ląd". 

Od soboty rodzina zaginionej pary nagłaśnia zaginięcie w mediach społecznościowych. Córki małżeństwa poprosiły o pomoc polskie MSZ. Resort poinformował w niedzielę po południu, że polskie służby konsularne pozostają w bieżącym kontakcie z instytucjami z Martyniki i Barbadosu, realizującymi akcję poszukiwawczą na wodach tych terytoriów. 

"Nasze służby zadeklarowały wszelką niezbędną pomoc ze strony władz polskich"- podkreśliło ministerstwo. 

yenn/Polsat News, Fronda.pl