Na łamach Kommiersanta (https://www.kommersant.ru/doc/3764288. ) ukazał się wywiad z naszym ministrem spraw zagranicznych, prof. Czaputowiczem. Chcąc rozwiać ewentualne wątpliwości napiszę od razu – jestem zdania, że jest to wywiad zły, którym w takim kształcie nie powinien ujrzeć światła dziennego. Ale nie, dlatego, że minister mówił rzeczy wątpliwe, czy skłaniające do polemik. Nie. Nic takiego nie miało miejsca. Pan prof. Czaputowicz mówił rzeczy słuszne, z którymi nie sposób się nie zgadzać, a jednak obstaję przy takiej ocenie wywiadu. Poniżej uzasadniam, dlaczego. 

 Trzeba zacząć od tego, że tematyka polska nieczęsto gości na łamach rosyjskiej prasy, zwłaszcza tej wpływowej. Jest to pierwszy wywiad naszego ministra dla rosyjskich mediów. Dziennik Kommiersant z pewnością do takich należy, a wywiad przeprowadziła Galina Dudina, dziennikarka rzetelna i nie manifestująca swej niechęci wobec Polski. A zatem mieliśmy szansę na poważny wywiad w poważnej gazecie, której niestety nie wykorzystaliśmy. Z kilku powodów. Wywiad z polskim ministrem skontrowany został wywiadem z rosyjskim ambasadorem w Warszawie Sergiejem Andriejewem. I to pierwszy błąd biura prasowego polskiego MSZ-u. Rosjanie są na to bardzo czuli i zwracają uwagę na kwestie kontaktów swoich dyplomatów i członków rządu z odpowiadającymi im rangą urzędnikami z innych państw. A zatem należało zadbać, i najprawdopodobniej polska strona tego nie zrobiła, o to, aby ewentualny rosyjski punkt widzenia przedstawiony był przez osobę przynajmniej o randze ministerialnej. Jeśli redakcja Kommiersanta nie byłaby w stanie takiego wywiadu uzyskać, to trzeba było obstawać, aby był to wywiad wyłącznie z polskim ministrem. Ale w Kommiersancie dość regularnie ukazują się wywiady z wysokiej rangi przedstawicielami rosyjskiego MSZ-u, więc nie ma powodu, aby wątpić w sprawność redakcji. A jeśli minister Czaputowicz nie miałby możliwości skrzyżowania polemicznych szpad na łamach rosyjskiej gazety choćby z wiceministrem Riabkowem, to winien wypowiadać się, przynajmniej w tym wydaniu sam. Redakcja zamieszcza wywiady z reprezentantami służb dyplomatycznych obcych państw, choćby niedawno z ambasadorem Indii, czy wcześniej z panią ambasador Francji. To zdawałoby się formalne niedopatrzenie jest w gruncie rzeczy wyrażeniem zgody na lekceważenie przedstawiciela polskiego rządu. Czy ambasador Marciniak nie byłby lepszym, z tego punktu widzenia rozmówcą, jeśli wywiad miał sąsiadować z wypowiedziami znanego ze swej arogancji Andriejewa?

Ale problem nie tylko w kwestiach formalnych i szacunku dla rangi rozmówcy. To, co Pan Minister powiedział też, niestety budzi, sporo moich wątpliwości. Poproszony przez dziennikarkę o skrótowe przedstawienie zastrzeżeń Polski wobec polityki rosyjskiej prof. Czaputowicz mówi: „Główny problem – to naruszenie przez Rosję prawa międzynarodowego wobec Ukrainy. Dotyczy to aneksji Krymu oraz rosyjskiej ingerencji w Donbasie. Taka polityka pozostawiła ślad w relacjach Rosji z NATO, Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi, oraz doprowadziła do wprowadzenia przez Zachód antyrosyjskich sankcji, które muszą pozostać w mocy, dopóty, dopóki Rosja nie zmieni swojej polityki wobec Ukrainy.”

Poglądowi temu nie można odmówić racjonalności, ale zasadniczym pytaniem, jest to czy rzeczywiście najważniejszym problemem w polskich z Rosją relacjach jest sprawa Ukrainy? Nie, dlatego, aby ta była nieważna, ale można byłoby oczekiwać, że polski minister przedstawi polską agendę, zestaw spraw, o których myśli polski rząd chcący realizować nasze interesy. Jest to ważne z, kilku co najmniej powodów. Po pierwsze rosyjska dyplomacje chce i rozmawia o interesach, kwestie sympatii i więzi kulturowych, choć też z jej punktu widzenia ważne są jednak drugoplanowe. Liczą się interesy. A jaki interes wobec Rosji ma Polska? Jeśli tylko pokój na Ukrainie, to nie wystawia to nam a przede wszystkim naszym dyplomatom dobrego świadectwa. Łatwo w takiej sytuacji, i to właśnie robi dziennikarka Dudina, która zadała pytanie – Czy w obecnej polityce Kijowa nic was nie niepokoi – sprowadzić rolę Polski do samozwańczego rzecznika cudzych interesów, realizowanych kosztem własnych.

Dalsza część rozmowy rosyjskiej dziennikarki z polskim ministrem, koncentrująca się wokół ukraińskiej polityki pamięci i stosunku do rzezi wołyńskiej i gloryfikacji Bandery utwierdzać może tylko takie przekonanie. Ale nie wyłącznie. Bo trzeba pamiętać, i temu w sporej części poświęcony jest zamieszczony po sąsiedzku wywiad z ambasadorem Andriejewem, zatytułowany „nie zapomnimy i nie wybaczymy”, że Rosjanie zarzucają nam barbarzyńską politykę wobec rosyjskich upamiętnień w polskiej przestrzeni publicznej. O tej kwestii już pisałem, ale trzeba zauważyć, że w wywiadzie dość łatwo rosyjska dziennikarka, uzyskuje takie oto zestawienie – z jednej strony wielka pobłażliwość polskich władz wobec zbrodni OUN – UPA, bo minister mówi odpowiadając na pytanie (Polska ma także problemy z Kijowem w związku z heroizacją OUN – UPA.

Czy kampania przed wyborami na Ukrainie nie doprowadzi do radykalizacji dyskursu?), że Warszawa spiera się ze zwolennikami takiego radykalnego stanowiska, ale zarazem dodaje, iż „To złożony proces i potrzebny jest czas i cierpliwość, ale on postępuje”, a z drugiej twarde stanowisko w sprawie rosyjskiej polityki pamięci. Jednym słowem, jeśli idzie o relacje z Ukrainą „potrzebna jest cierpliwość”, której brak w kwestii ważnej dla Moskwy – pomników „sowieckich wyzwolicieli”. Piszę o tym nie, dlatego, żeby namawiać kogokolwiek do zmiany naszego stanowiska. Osobiście jestem zdania, że sowiecki pomniki, łącznie z niesławnym tzw. pałacem kultury, winny zostać już dawno usunięte. Ale trzeba mieć świadomość, że od miesięcy Moskwa lansuje taką oto kliszę pojęciową. Polska jest w swej polityce wobec Rosji motywowana czynnikami irracjonalnymi, czyli rusofobią. Zależy jej głównie na dyskusji o trzeciorzędnych, z punktu widzenia współczesnej Europy kwestiach historycznych. Nie ma własnej agendy, lub nie jest w stanie jej sformułować. Mianowała się samozwańczym rzecznikiem Ukrainy, a nawet rząd w Kijowie nie bardzo się na taką rolę Warszawy zgadza. W związku z tym, tego, co Warszawa głosi, nie można traktować poważnie. Co więcej stanowisko Warszawy, zdaniem Moskwy jest wyraźnie asymetryczne. Mamy skłonność do stosowania podwójnych standardów. Czy ta część wywiadu naszego ministra nie utwierdzi rosyjskiego czytelnika, że sącząca się każdego dnia rosyjska propaganda w tym względzie ma rację?

Niestety dalsza część wywiadu ministra Czaputowicza, nie destruuje tej nieprzychylnej Polsce narracji. Pytany o inne „punkty sporne” wzajemnych relacji minister mówi o kwestii rurociągu Nord Stream 2, podnosząc wszystkie tradycyjne nasze argumenty – tj. dotyczące dywersyfikacji kierunku dostaw i bezpieczeństwa europejskiego. Ale znowu – nie jest w stanie w sposób przekonujący odpowiedzieć na pytanie dziennikarki (Alternatywę dla Rosyjskiego gazu Polska upatruje w LNG. Czy nie niepokoi Pana to, że jest on droższy) i mówi, że w naszej polityce zakupów kierujemy się nie tylko ceną.

To oczywiście prawda, choć mógłby, np. powołać się na niedawną wypowiedź Dmitrija Timofiejewa z rosyjskiego ministerstwa finansów, który powiedział, że amerykańskie sankcje na dolarowe rozliczenia z Rosją mogą spowodować załamanie się eksportu gazu do Europy i w efekcie doprowadzić do tego, że „Europejczycy będą marznąć w swoich nieogrzanych domach”. A zatem pewność dostaw, jeden z najczęściej używanych przez Rosjan argumentów na rzecz kupowania rosyjskich surowców energetycznych, wcale nie jest w obliczu rozwoju sytuacji na świecie zagwarantowana. Ale niestety p. Minister tego nie powiedział, jak i nie podważył popularnej w Rosji narracji, że Polacy na złość Moskwie będą kupowali drogi amerykański gaz ziemny.

Wypowiedź naszego ministra w kwestii Fort Trump, też trzeba uznać za dość niefortunną. Pan minister zwraca uwagę na fakt, że decyzję o rozmieszczeniu kontyngentu wojsk na wschodzie NATO podjęło po rosyjskiej agresji na Ukrainie. Była ona odpowiedzią na zaniepokojenie nie tylko Polski, ale również państw bałtyckich oraz Rumunii polityką Rosji. W dalszej części padają jednak sformułowania, które trzeba uznać za umniejszanie zarówno wagi tej sprawy, i szerzej obecności wojsk NATO w Polsce, ale również naszych możliwości wpływania na decyzję władz amerykańskich.

Minister Czaputowicz mówi, że wojsk NATO jest w Polsce ok. 3 tysięcy, podczas gdy w Niemczech 35 tysięcy, co więcej, są to oddziały rotacyjne. Pytany o Fort Tramp, oraz o to czy idea ta oznacza budowę nowej bazy, odpowiada, że „to tylko nazwa” oraz, że wiele zależy od decyzji Kongresu i opinii administracji oraz Pentagonu, oraz, że „ma nadzieję, iż decyzja zostanie podjęta wiosną przyszłego roku”. Impresja, jaką czytelnik mieć może po przeczytaniu tego fragmentu wywiadu jest taka, że albo mamy do czynienia z przedwcześnie ogłoszoną inicjatywą, która znajduje się w fazie dalekiej od realizacji, albo, że niewiele w sumie od Polski w tej materii zależy, albo jedno i drugie.

Tylko, po co szczegółowo informować o tym rosyjską opinię publiczną, co dzień karmioną propagandą w myśl której Polska jest krajem, którego nie stać na amerykańską bazę (brak jakiejkolwiek riposty i argumentacji pokazującej, że amerykańskie bazy przyczyniają się do stymulowania lokalnej gospodarki a przecież są szczegółowe wyliczenia na ten temat) i który nie uprawia samodzielnej polityki, a jedynie co robi to wisi u amerykańskiej klamki. Niestety wywiad ministra Czaputowicza tej opinii nie podważy. I dlatego uważam, że jest to wywiad zły, który w takim kształcie nie powinien się ukazać.

Marek Budzisz

salon24.pl