Choć Marsz zaczął się dość spokojnie, po 16 zaczęło dochodzić do incydentów i starć. Gdy maszerujący doszli do ronda Waszyngtona, w kierunku policji poleciały płyty chodnikowe. Wcześniej funkcjonariuszy atakowano innymi przedmiotami. Ucierpieli także reporterzy TV Republika oraz Gościa Niedzielnego.

Maszerujący nie mogą opuścić mostu Poniatowskiego, bo dochodzi do regularnych starć z policją. Atakują ją zamaskowani kibole. Dresiarze przebiegają z końca Marszu na początek kolumny i włączają się do regularnej bitwy.

Policja poinformowała z helikoptera, że jeżeli sytuacja się nie uspoki - użyje siły. I tak się stało: w ruch poszły armatki wodne i broń gładkolufowa.

Według organizatorów Marszu tysiące osób dotarły jednak na błonia Stadionu Narodowego. Marsz nie został więc ich zdaniem zatrzymany, pomimo wcześniejszych przekazów.

Według Ewy Gawor z magistratu miasta zajściom nie są winni organizatorzy. Na antenie TVP Info podkreśliła, że odcięli się oni od chuliganów, którzy wszczęli rozróbę na czele marszu.