Mary Wagner, kanadyjska działaczka pro-life, wielokrotnie aresztowana za naruszanie "stref ochronnych" wokół klinik aborcyjnych i sądzona za próby odwodzenia kobiet od decyzji zabicia własnego dziecka jest przekonana, że warto było się narażać.

"Każde życie jest warte tego, by o nie walczyć. Widzimy przecież sens w postępowaniu matki, która przez dwa lata przemierza dziesiątki kilometrów, żeby załatwić opiekę choremu dziecku. Ochrona i pomoc należą się też dzieciom nienarodzonym. Nie widzimy ich, ale są one dziećmi Boga" - mówi działaczka w rozmowie z ”Gazetą Polską”.

Kobieta opowiadała m.in o swoim pobycie w więzieniu. W Stanach Zjednoczonych w niektórych więzieniach personel wywierał presją na kobiety, żeby poddały się sterylizacji.

"Strażnicy są normalnymi ludźmi i mają różne poglądy. Niektórzy są pro-life. Kilku wyznało mi w tajemnicy, że popierają to, co robię. Inni nie. Jeśli kobieta jest w ciąży, idzie do lekarza. W więzieniu, w którym odbywałam karę, jest dwóch lekarzy. Jeden z nich jest za aborcją i nie ma oporów, żeby zachęcać do niej więźniarki. Ginekolog Henryk Morgentaler, który promował aborcję w Kanadzie, mówił, że dzięki niej pozbywamy się kryminalistów. W ten sposób myśli się o dziecku nie jak o kimś kochanym, lecz jak o potencjalnym przestępcy. Taka panuje tam mentalność" - opowiada Kanadyjka.

Cały wywiad z Mary Wagner najnowszym wydaniu „Gazety Polskiej”.

 ed/Gazeta Polska