Niemiecki pielęgniarz Niels Högel to jakby wcielenie nazistowskiego koszmaru o eugenicznych masowych mordercach. Mężczyznę skazano w 2015 roku za zabicie dwóch swoich pacjentów. W międzyczasie okazało się, że zbrodni było dużo więcej. Dziś Höglowi zarzuca się zabicie przynajmniej 84 osób w ciągu kilku lat.

Niels Högel w 2000 roku został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Wstrzykując dwóm pacjentom zbyt wysoką dawkę leku na serce spowodował ich śmierć; dowiedziono też, że próbował zabić jeszcze dwie osoby. Do zbrodni doszło w szpitalu Delmenhorst koło Bremy. Niemal z tygodnia na tydzień niemieccy śledczy odkrywają jednak kolejne zbrodnie. Już w ubiegłym roku szacowano, że Hoegel zamordował 30 osób. Sam morderca przyznał się potem do zabica 60 osób. Ale teraz śledczy mówią o dowodach na zabicie przynajmniej 84 pacjentów.

Pielęgniarz już po swoim procesie przeprosił rodziny ofiar. Jak tłumaczył, nudził się w pracy, więc... zabijał. Niektórych pacjentów z kolei chciał jakoby ,,przywrócić do życia'' robiąc im zastrzyki podczas reanimacji. 

Co ciekawe, skala zabójstw dokonanych przez Hoegla może być jeszcze większa, bo ciała niektórych ofiar zostały skremowane, co uniemożliwia przebadanie szczątek pod kątem obecności morderczej substancji.

Jak oceniają niemieccy śledczy, to wyjątkowa sprawa w historii RFN.

mod/gosc.pl