Nie wiem, dlaczego w telewizji nikt o tym nie mówi, że dziecko było zdrowe. Skazali na nieludzkie tortury i dziecko, i matkę dziecka- powiedziała w rozmowie z Super Expressem matka tragicznie zmarłej w pszczyńskim szpitalu Izabeli oraz babcia jej nienarodzonego dziecka.

„To dziecko miało 55 deka, tak wyszło po sekcji zwłok. Nie 485 gram, jak jej powiedzieli w szpitalu po USG. Takie dzieci żyją. Ja mam sekcję zwłok dziecka. Ono było zdrowe” - przekonuje pani Barbara z Pszczyny i dodaje: „Moja córka do końca wierzyła, że dziecko jest zdrowe. Podobno przy tego typu wadach pojawiają się takie błędy. Córka od znajomej zgodziła się urodzić dziecko z tą samą wadą. Ono było również zdrowe”.

Matka tragicznie zmarłej Izabeli nie kryje rozżalenia w stosunku do lekarzy szpitalnej palcówki w Pszczynie: „Oni mieli przede wszystkim ratować to dziecko. Co oni wymyślają o tej aborcji? Czy ona poszła po aborcję do szpitala? Nie była przecież po wypadku, to była zdrowa dziewczyna. Odeszły wody płodowe. Mieli ratować to dziecko”. Pani Barbara podkreśla: „Mówią, że zrobili wszystko, co było w ich mocy. Ale nie zrobili”. I wskazuje: „Zostawili ją, mogła sobie pogadać do ściany. Miała nawet własny termometr. Nawet jej gorączki nie zmierzyli. Nie wiem, jak oni się nią opiekowali”.

Przeprowadzona po śmierci 30-letniej Izabeli oraz jej nienarodzonego synka przez Narodowy Fundusz Zdrowia kontrola w szpitalu w Pszczynie, zaowocowała druzgocącymi dla tej placówki wnioskami. W raporcie wskazano, że medycy nie podjęli żadnych czynności mogących ratować życie zarówno dziecka, jak i będącej w 22. tygodniu ciąży Izabeli, gdy zgłaszała, że jej stan gwałtownie się pogarsza. Pisała ona do matki ze szpitala, że lekarze czekają, aż dziecko obumrze. A gdy to już nastąpiło, u kobiety doszło do wstrząsu septycznego, zatrzymania krążenia i w konsekwencji do zgonu.

Ogromną traumę po śmierci żony i nienarodzonego synka przeżył mąż Izabeli - Grzegorz. Mężczyzna długo nie mógł się pozbierać po tych tragoicznych wydarzeniach i dopiero niedawno 9-letnia córka, Maja, mogła wrócić pod jego opiekę.

„Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują z dużym prawdopodobieństwem, jako przyczynę śmierci pacjentki, na wstrząs septyczny po obumarciu płodu oraz zakażenie, po przedwczesnym odejściu wód płodowych, jako przyczynę obumarcia płodu. Decydująca jednak będzie opinia biegłego, który będzie powołany po uzyskaniu wyników badań tkanek pobranych podczas sekcji zwłok od pokrzywdzonej i płodu” - poinformowała rzecznika Prokuratury Regionalnej w Katowicach, Agnieszka Wichary.

Według Magdaleny Korzekwy-Kaliszuk cała prawda o tej sprawie, stopniowo dopiero odsłaniana przed opinią publiczną „ pokazuje fałsz w narracji środowisk aborcyjnych”. „Wiele razy słyszałam” – napisała w mediach społecznościowych Korzekwa-Kaliszuk – „że gdyby nie wyrok Trybunału Konstytucyjnego, pani Iza dokonałaby aborcji znacznie wcześniej z powodu wad dziecka. Ale nie dość, że nie ma związku między wadami genetycznymi a odpłynięciem wód płodowych i nie można łączyć tych spraw, to jeszcze Leoś był zdrowy, a pani Iza nie chciała aborcji” – napisała.

Czy proaborcyjni aktywiści odniosą się w jakikolwiek merytoryczny sposób do faktów przedstawionych przez matkę tragicznie zmarłej Izabeli z Pszczyny, którą wcześniej tak ochoczo przecież brali na swe pioruńskie sztandary czy też nadal będą żyli w bańce skrajnie uodpornionej na rzeczywistość taniej propagandy cywilizacji śmierci - pozostaje zapewne niestety przygnębiającym pytaniem retorycznym.

 

ren/se.pl, opoka.org, facebook