O ile Andrzejowi Dudzie uda się zmobilizować własny elektorat i przy pomocy „dysproporcjonalnego spłaszczania” wyników wyborów, zdemobilizuje elektorat przeciwników, to zwycięstwo w I turze jest możliwe. Ważne, aby się w tym pomyśle nie zagalopować poza granice zdrowego rozsądku - przekonuje na łamach portalu Kontrowersje.net Matka Kurka (Piotr Wielgucki).

 

Pierwsza i dobra wiadomość jest taka, że jeśli ktoś jest w stanie tego dokonać to tylko Andrzej Duda, reszta kandydatów ma zupełnie inne cele. Dalej sprawy nie wyglądają już tak prosto i co więcej pompowanie balonika może się skończyć fatalnie, znacznie gorzej niż się skończyło po wyborach parlamentarnych. Pamięć ludzka jest krótka i zawodna, dlatego warto przypomnieć, że w 2019 roku nachalni optymiści krzyczeli nie tylko o większość konstytucyjnej, ale i o końcu PO. Gdy się okazało, że PiS zdobył „zaledwie” 44% głosów, to podniósł się lament nad tym niespotykanym w historii wynikiem. Nie pomogły tłumaczenia, że mamy drugą kadencję z rzędu, że rekordowe 8 milionów poparcia, co w sumie daje zdecydowanie lepszy wynik niż w 2015 roku.

Nastroje wyborców PiS siadły jeszcze bardziej po wynikach w senacie, wtedy nastąpiła prawdziwa czarna rozpacz, chociaż senat niewiele może i sam wynik PiS nie był fatalny. W liczbach bezwzględnych PiS dostał w senacie 100 tysięcy głosów więcej niż w wyborach sejmowych. Po prostu sprawdziła się formuła wszyscy przeciw PiS, no i właśnie to jest też największym zagrożeniem dla Andrzeja Dudy, a raczej byłoby, bo na szczęście mamy kilku kandydatów i rozproszone głosy w I turze wyborów. W związku z tym krótkim podsumowaniem historycznych wyborów, moja gorąca prośba jest taka, aby nie napawać się bardzo ewentualnym zwycięstwem Andrzeja Dudy w pierwszej turze. Natomiast ludzie roztropni i poważni mogą sobie pozwolić na chłodną analizę i wskazanie warunków, które takie zwycięstwo uczyniłby możliwym, co też zamierzam zrobić. Na początek dwa istotne pytania. Czy to w ogóle jest możliwe i czy warto o to walczyć.

Możliwe jest, jak wszystko, a w przypadku Andrzeja Dudy nawet jest realne. Pytanie drugie wydaje się nieco dziwne, przecież zawsze i wszędzie trzeba walczyć o najwyższe cele. Pełna zgoda, jednak w tej batalii i do oczywistości należy podchodzić ostrożnie. Andrzej Duda nie może sobie pozwolić na głośne i otwarte wyznaczanie celu, którym byłoby zwycięstwo w I turze. Wiadomo „pycha kroczy przed upadkiem” i cała ta histeria ruszyłaby z kopyta i co gorsza zmobilizowała elektoraty przeciwników, tym samym zostałby naruszony pierwszy warunek zwycięstwa. Wiem, że to banał, ale jeśli nie uda się zdemobilizować elektoratu konkurencji, przy jednoczesnej mobilizacji własnego elektoratu, to wszystkie pozostałe elementy układanki się posypią. W jaki sposób tego dokonać? Paradoks jest potrzebny, czyli „dysproporcjonalne spłaszczanie” wyników konkurencji, na takim poziomie, że pierwszy po Andrzeju Dudzie nie będzie miał więcej niż 25%, kolejny nie przekroczy 10%.

Co prawda w wyborach prezydenckich najsłabiej działa reguła „zmarnowanego głosu”, właśnie ze względu na drugą turę, ale ludzie generalnie nie lubią przegrywać i w pierwszej i w drugiej połowie. Jeśli wyborca zobaczy wynik Andrzeja Dudy powyżej 45% i potem zobaczy 25%, by na końcu ledwie dostrzec 9%, to jest spora szansa, że „prezydent drugiego wyboru” dostanie głosy już w pierwszej turze. Wielu wyborców w tej chwili deklaruje, że w pierwszej turze zagłosuje na kandydata X, by dopiero w drugiej zagłosować na Andrzeja Dudę lub Kidawę-Błońską. I takie deklaracje mają sens, o ile istnieją jakiekolwiek realne przesłanki, które dawałyby „prezydentowi pierwszego wyboru” wynik powyżej kompromitacji. W kompromitującej porażce nikt uczestniczyć nie chce. Mniej więcej o taki efekt chodzi, jaki znany z kultowego filmu Barei: „Za czym ta kolejka? Do “Ostatniej paróweczki”, proszę panią. Eeeee... To już dla mnie nie starczy.

O ile Andrzejowi Dudzie uda się zmobilizować własny elektorat i przy pomocy „dysproporcjonalnego spłaszczania” wyników wyborów, zdemobilizuje elektorat przeciwników, to zwycięstwo w I turze jest możliwe. Ważne, aby się w tym pomyśle nie zagalopować poza granice zdrowego rozsądku. Taki projekt powinien być realizowany z dużą ostrożnością i nieustannym przypominaniem, że spróbować zawsze warto, ale wszyscy musimy się nastawić na długą walkę i być przygotowanymi na dwie wyczerpujące rundy. Mniej więcej w połowie kampanii dowiemy się, czy ten ambitny scenariusz nadaje się do realizacji i wtedy będzie czas na podjęcie decyzji, w którym kierunku poprowadzić emocje wyborcze. Spokojnie przygotowywać się na drugą turę, czy podjąć ostrą walkę o pierwszą.

Matka Kurka

Kontrowersje.net