Sto razy na dzień nie ma sensu i zdrowia powtarzać, w jakiej kondycji jest tak zwana opozycja. Wszyscy, nawet Wyborcza, widzą, że to jest poziom zero albo i minus jeden. Po konwencjach partyjnych PiS i PO, resztki wiary i nadziei prysły jak bańka mydlana. Ciągnie się jedno wielkie przygnębienie i rezygnacja na wszystkich portalach związanych z III RP. Gdzieś jakiś desperat podejmuje próbę zaklinania rzeczywistości i pisze o bardzo rzeczowym wystąpieniu Schetyny, ale zaraz zostaje wyśmiany i to przez bezpośrednio zainteresowanych hasłem: „żeby było tak, jak dawniej”.

Co z tym wszystkim teraz zrobić? Jedno rozwiązanie to zmiana szyldu, ale ten wyświechtany scenariusz ostatni raz sprawdził się 16 lat temu, gdy powstała PO i PiS. Od 2001 roku, pomimo wielu prób, żadnej nowej formacji nie udało się przejąć władzy. Szkoda zdrowia i czasu na przypominanie wynalazków politycznych, wystarczy wspomnieć ostatnią porażkę, czyli Nowoczesną. PO przez 8 lat wygrywała wybory, bo była partią nijaką, jej przekaz spece od prania mózgów nazywali postpolityką. Niesławna „ciepła woda w kranie” to najbardziej obrazowa definicja tego terminu. Zresztą PO wręcz mówiła otwartym tekstem „nie róbmy polityki”. Dopóki szło, to szło, ale gdy się urwało i Polacy zobaczyli, jak byli okradani, brakuje koncepcji, aby znów całość zebrać do, nomen omen, kupy.

PiS zajął prawą stronę w myśl zasady od nas nic na prawo, dzięki programom socjalnym do PiS przeszedł też elektorat lewicowy SLD, wiejski PSL i kawałek mitycznego „centrum”. Jest to wystarczająca siła, aby zapewniać sobie zwycięstwa w kolejnych wyborach, niekoniecznie z samodzielną władzą, ale do zwycięstwa z całą pewnością wystarczy. Po lewej stronie mamy kompletną ideową pustkę, gdyby patrzeć na sprawy ortodoksyjnie, to ostatnie lewicowe partie istniały w Polsce przed wojną: PPS i PSL Mikołajczykowskie. Oczywiście definicje lewicy, jak i prawicy stały się bardzo rozlazłe i błądzą po coraz dziwniejszych rewirach, ale człowiek inteligentny będzie wiedział, co mam na myśli.

Śmieszne i żałosne marzenia o polskim Macron skończyły się Ryszardem Petru. W Polsce partia stricte libertyńska, czy lewacka nie ma szans na przejęcie władzy. Teorii tej może przeczyć SLD, ale przypomnę, że w czasach świetności Oleksy pokazywał się w kościele, a Kalisz w życiu nie poszedłby na paradę „gejów”. SLD robiło dokładnie to samo, co PO – postpolitykę, bo co to za lewica, który wprowadziła podatek liniowy, likwidowała bary mleczne i cały czas dbała o biznesy postkomunistycznych magnatów. Wydaje się z grubsza przedstawiłem wszystkie obozy, flanki, warianty i tym samym obszar do stworzenia nowej formacji. Co widać? No właśnie kompletnie nic nie widać. Nie ma gdzie się wbić z nowym posłem, co więcej nie ma do tego ludzi.

Najrozsądniejsze byłoby budowanie „nowoczesnej prawicy”, ale kto i jak ma to zrobić? Ostrość podziału społecznego jest oczywista, po jednej stronie twardo na prawo, po drugiej „nowoczesność”. Środek zawsze zostanie zmiażdżony, o czym się boleśnie przekonały rozmaite Polski Razem, Solidarne Polski, PJN i inne przymierza ponad podziałami. Ślepy strzał. Powołanie do życia partii lewicowej na wzór tych wszystkich zgniłych pomysłów Zachodu w Polsce jeszcze przez długie lata będzie orką na ugorze. Szkoda papieru i zachodu, po wynalazkach typu Twój Ruch, czy Razem, widać wyraźnie, że to potencjał na góra 12% i to bardzo kapryśnego elektoratu. Byłoby na tyle, gdzie się nie obrócisz, miejsca pozajmowane, a wolne tylko przy ścianie.

Wśród wszystkich możliwych scenariuszy coraz bardziej prawdopodobny staje się wariant węgierski. Kto powiedział, że coś się musi zmienić? Wiadomo, że powinno się zmienić, jeśli stara patologia ma wrócić, ale od marzeń do realizacji prowadzi kręta i wyboista droga. Na Węgrzech Orban zrobił dokładnie to samo, co robi Kaczyński w Polsce. Po pierwsze pokazał złodziei i oni na zawsze pozostaną złodziejami, bez społecznego zaufania. Po drugie dał ludziom pieniądze. Po trzecie buduje Węgry dla Węgrów. Niby nic nadzwyczajnego, ale doskonale działa i partia Orbana nie traci poparcia w trzech kolejnych wyborach i nic nowego z odpowiednim potencjałem jej nie zagraża. Wcale nie jest wykluczone, że będziemy w Polsce mieli identyczną sytuację, o ile PiS nie przegra sam ze sobą.

Matka Kurka/kotrowersje.net