Kto uważa, że PiS ma niebywałe szczęście? Palec do budki! Brzmi to dziwnie, a niejednemu skojarzy się tragicznie ze złowrogim słowem Smoleńsk. Tak, rzeczywiście tutaj o szczęściu nie ma mowy, ale nie o takim zwykłym ludzkim szczęściu czy tragedii myślę. Chodzi o szczęście polityczne i nawet geopolityczne. Ze wszystkich ambitnych planów i realizacji niewiele by się udało, gdyby nie polityczne szczęście PiS. Zaczęło się od prezydentury Andrzeja Dudy i bądźmy szczerzy, mało kto w tak duży fart wierzył. Potem wręcz cudem PiS zdobył samodzielną większość parlamentarną i wszystko oparło się o ułamki procent, których to ułamków zabrakło lewicowej koalicji i „konserwatywnym liberałom”.

Jeden z tych elementów mógł zdecydować o tym, że dziś mielibyśmy taką nawalankę, jaką znamy z lat 2005-2007 i potem od 2007 do 2010, gdy na dobre ruszył przemysł pogardy wobec Lecha Kaczyńskiego. Nie koniec szczęścia! Wybory w USA to z kolei międzynarodowy cud zakończony zwycięstwem Donalda Trumpa i przypomnę tylko dwie sceny, aby zobrazować jak ważny był to cud. Barack Obama w Warszawie ośmielał się pouczać Polskę i to w obecności Prezydenta RP. Donald Trump wygłosił laudację nie tylko dla Polski, ale dla wszystkich polskich świętości i wartości. Nie koniec nadzwyczajnych okoliczności, które układają się polityczny łańcuszek szczęścia. Właściwie na pierwszym miejscu powinienem wymienić nieustającą i rozwojową głupotę Unii Europejskiej, a w tym głupotę Niemiec, co się dotąd praktycznie nie zdarzało.

Każdy Polak, który ma co najmniej 30 lat doskonale pamięta, czym dla Polski była Unia Europejska w 2004 roku, gdy do UE wstępowaliśmy. Przywołam jedno nazwisko, aby pokazać skalę naiwności z jednej strony i niekontrolowanej chęci dołączenia do Zachodu, z drugiej strony. Waldemar Łysiak, pisarz, publicysta i polityk, narodowiec, przynajmniej w moich oczach, a na pewno związany z polskim państwem narodowym, jak to tylko możliwe. Ten sam Waldemar Łysiak w 2003 roku wziął udział w referendum i zagłosował za obecnością Polski w UE. Potem napisał, że popełnił błąd, jednak jego ówczesna postawa najdobitniej wskazuje na stosunek Polaków do Europy. Zachwyt plus kompleksy byłego członka gorszej Europy spod znaku sierpa i młota. Taki stan rzeczy utrzymywał się bardzo długo, aż do dwóch przełomów, które otworzyły Polakom oczy.

Pierwszy to oczywiście „kryzys”, czyli wielki lichwiarski kant odkrywający wszystkie „liberalne” przekręty. Lekcja była bolesna, ale na całe życie. Miliony Polaków w jednej sekundzie zrozumiały, że te wszystkie giełdy, kursy walut i banki światowe, są jedną wielką szulernią. „Kryzys” na świecie i w Europie wywołały najbardziej znamienite instytucje i szanowane państwa. Za oceanem USA, na starym kontynencie Niemcy i Francja, liderzy operacji „bankowych” i giełdowych oraz twórcy największego europejskiego przekrętu – „strefy euro”. Tak się jakoś cudownie złożyło, że winni kryzysu nie ponieśli żadnych kosztów i jeszcze na całej operacji zarobili. Drugi przełom nie może być niespodzianką i rzecz jasna chodzi o islamskich najeźdźców, tutaj sprawiedliwości stało się zadość, bo Niemcy i Francja przelicytowały.

O ile kryzys finansowy podważył „wartości europejskie” i pokazał Polakom brutalny świat międzynarodowej polityki, który dotąd był przykrywany kolorowymi flagami i bajkami o wspólnocie, o tyle fala dzikich „uchodźców” i ataki terrorystyczne pozbawiły wszelkich złudzeń. Zabrzmi to górnolotnie, ale naprawdę żyjemy w innej Polsce, w innej Europie i na innym świecie. W 2004 roku i co najmniej do 2010 roku większość Polaków oddałaby się samobiczowaniu, gdyby usłyszała połajankę z Europy czy USA. W 2017 roku nie połajanki, ale jakieś tam śmieszne, jednak procedury, nie robią na Polakach oczekiwanego wrażenia. Raz zdobyta wiedza i doświadczenie to kapitał na całe życie, dwa razy da się oszukać tylko głupca.

Polacy reagują odwrotnie na próby narzucenia „europejskiego stylu” i „europejskiego porządku” niż reagowali 13 lat temu. Dlatego jestem całkowicie przekonany, że bezsilność UE i „groźby”, w które się wpisuje tubylczy najgorszy sort, przyniesie PiS nowe polityczne szczęście. Polska i Polacy zaczynają rozumieć, że dbanie o własny interes to podstawa godnego i godziwego życia. Szczęście PiS średnio mnie interesuje, ale tak się składa, że ten polityczny fart genialnie przekłada się na szczęście Polski i wyzwolony umysł Polaków.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)