Ależ dynamika zdarzeń! Nieprawdaż? Najmocniej przepraszam purystów językowych za frywolną zabawę słowem, ale to chyba najlepiej opisuje samobójczy spot Hołowni. Na początek króciutkie streszczenie dla tych, którzy głupot nie oglądają, a ja niestety muszę. Otóż sztab Hołowni wpadł na jakże oryginalny pomysł, aby w spocie wyborczym wykorzystać symbol smoleńskiej brzozy i papierowy samolocik, no taki „tupolew”. O spocie mało kto słyszał i jeszcze mniej osób go widziało, aż w końcu ktoś się przemógł, obejrzał i poinformował resztę, co tam się znajduje. W normalnych dla „liberalnej demokracji” okolicznościach, czyli przy właściwym kandydacie, właściwe media zrobiłby właściwą oprawę - pisze Matka Kurka w swoim najnowszym tekście opublikowanym na Kontrowersje.net

Co się okazało? Na nieszczęście dla Hołowni okazało się, że on póki co właściwym kandydatem nie jest. „Media liberalne” i pozostali kandydaci natychmiast rzucili się na Hołownię, który zapewne liczył na znany efekt Stuhra. Podrażni się „pisowski ciemnogród”, „sekta smoleńska zawyje”, pojawią się wulgarne wpisy prawicowych komentatorów, a później to już z górki. Gazeta Wyborcza i TVN pokazują na głównej stronie „prawicowy hejt” i ofiarę hejtu, „łączącego Polaków” Szymona Hołownię. Tak to działało przez lata, najbardziej znany duet trolli, który korzystał z tego patentu, to Palikot i Tusk. Pierwszy prowokował, drugi pokazywał „złego Kaczyńskiego”, emocjonalnie reagującego na degeneratów z PO. Ten sam schemat wykorzystywało wielu, tak wielu, że lista nazwisk zajęłaby cały felieton i jeszcze dwa następne. Większości się udawało zrobić karierę na Smoleńsku, na przykład młody Stuhr, czy ten drugi mądry inaczej Wojewódzki, zebrali miliony „lajków”.

Dlaczego Hołownia pomimo wykorzystania sprawdzonej trampoliny, nie poleciał w górę, ale wbił się w glebę? Odpowiedź właściwie już padła, powodem jest niezawisłość i niezależność, że użyję modnych słów. Hołownia nie jest kandydatem „salonów”, ale rezerwą do zadań specjalnych. Przy tego rodzaju delegacjach trzeba bardzo uważać i po prostu znać swoje miejsce. Hołownia ma odbierać głosy PiS i wtedy jest pożyteczny, gdy staje się zagrożeniem dla kandydatki Kidawy-Błońskiej albo w jakikolwiek sposób osłabia jej pozycję, to zostaje przywołany na swoje miejsce. I wszystko w tej układance pasowałoby do siebie, gdyby nie jeden detal. W jaki konkretny sposób spot Hołowni zagraża Kidawie-Błońskiej i pomaga PiS. Prawdę mówiąc nie sprawa nie jest taka prosta, bo jakiś wyraźnych, czy tym bardziej zagrażających elementów w tym incydencie nie widać. Raczej mamy do czynienia z prewencją i ostrzeżeniem.

Owszem Hołownia mógł pomóc PiS, choćby w taki sposób, że spot zbulwersował słynny elektorat środka, może nie tyle samym Smoleńskiem, co prymitywizmem użytych „środków wyrazu”. Nie przesadzajmy jednak, że coś takiego na starcie kampanii jest „gejmczendżerem”. Z kolei zagrożenie dla Kidawy-Błońskiej jest jeszcze mniej istotne, raczej widać kopię układu Palikot – Tusk, czyli koloryt robi za zaplecze głównego gracza. Mimo wszystko Hołownia dostał po grzbiecie i to od swoich, a to oznacza, że mamy jasno zdefiniowaną prawdą etapu. Póki co kandydatem numer jeden „lepszego towarzycha” jest Kidawa-Błońska i wszystkie głosy, jakie się da na nią przenieść są na wagę złota. Nie znaczy to wcale, że Hołownia, czy Kosiniak-Kamysz są bezużyteczni i będą zwalczani, wszystko zleży od tego, co pokaże nowy etap prawdy. Jeśli seria wpadek i kompromitacji Kidawy-Błońskiej osiągnie pułap krytyczny i przestanie pomagać jakiekolwiek pompowanie faworytki, to sprawy mogą przybrać zupełnie innym obrót.

Jak widać na załączonym obrazku, jeden fałszywy ruch decyduje o tym, jaki przekaz dnia obowiązuje. Mamy początek kampanii wyborczej i choćby Kidawa-Błońska kompromitowała się regularnie, to w takim momencie nie zostanie odstrzelona. „Salony” i media czekają na rozwój wypadków, a wytyczne są jasne – stawiamy na najmocniejszego kontrkandydata Andrzeja Dudy i „na dzień dzisiejszy” jest to Kidawa-Błońska. Wszystko, co będzie zabierać głosy namaszczonej kandydatce PO, zostanie w odpowiedni sposób potraktowane. Hołownia w tej grze musi się nauczyć jednego – konsultacji z centralą, od której dostanie pozwolenie na konkretne działania i poza ten zakres nie wyjdzie. Tak to działa w „środowisku” od 30 lat, czego zdaje się Hołownia nie zauważył, może dlatego, że tkwi w tym po uszy.

Matka Kurka

Kontrowersje.net