Pamiętam jak dziś, był rok… no roku akurat nie pamiętam, ale była to czwarta klasa liceum. Nasz nowy polonista, obecnie „kaowiec” w lokalnym MDK, wprowadzał nowoczesne metody nauczania i puszczał na różne filmy na kasetach VHS. Młodsi muszą sobie sprawdzić w Google, cóż to była za techniczna rewolucja, starsi na pewno znają kultowy wynalazek, dzięki któremu pierwszy raz w życiu widzieli „Rambo” i niemieckie filmy „erotyczne”. W repertuarze polonisty znalazła się „Ściana” Pink Floyd. Film zrobił na nas piorunujące wrażenie, to był autentyczny szok intelektualny i ideologiczny, co zrozumiałem po latach - pisze Matka Kurka na łamach bloga Kontrowersje.net.

Pink Floyd uwielbiam do dziś, chociaż kretynizmy w wykonaniu Rogera Watersa przekraczają wszelkie granice, lewactwa również. Ciekawostką jest to, że film „The Wall” sam Waters uznał za „szit” i ponoć był to początek konfliktu z Davidem Gilmourem, co ostatecznie doprowadziło rozpadu zespołu na Watersa i resztę. Główną rolę zagrał Bob Geldof znany z akcji Live aid, potem w autobiograficznej książce opisał tę filantropijną hucpę jako… „szit”. Tak, czy inaczej film „The Wall” wyreżyserowany, przez niemniej znanego Alana Parkera, to było coś, co solidnie przewartościowało młodego człowieka, a skutki tej metamorfozy nie były za ciekawe i odrobinę podobne do losów głównego bohatera.

W „Ścianie” precyzyjnie poprowadzono narrację i z perspektywy lat można tam znaleźć wszystkie nagłówki z Gazety Wyborczej, czy TVN. Szkoła to zło, rodzina przemoc i wszędzie czai się faszyzm. Film był do tego stopnia naszpikowany toporną ideologią, że nawet Watres uznał losy głównego bohatera, nafaszerowane kolejnymi traumami, za nieznośny przesyt, który nie daje widzowi szansy na wytchnienie i zrozumienie przesłania filmu. Wyjątkowo się z Watersem zgodzę, ale to dziś, wówczas chłonąłem tę opowieść zupełnie bezkrytycznie, wręcz uznawałem, że tak właśnie wygląda świat i los jednostki w tym chorym świecie, szczególnie wrażliwej indywidualności.

Wspomniałem pobieżnie o nieciekawych skutkach wywołanych w umyśle osiemnastoletniego chłopka, w detale wchodził nie będę, ale generalnie polegało to na tym, aby jeb*ć wszystko i wszystkich, bo wszystko i wszyscy są gówno warci. Śmiem twierdzić, że tym tropem poszło wielu i jednym ruchem miliony młodych ludzi, oczadzonych profesjonalnie przygotowaną trutką, pozbywa się ciężaru odpowiedzialności za swoje życie. Skoro szkoła i rodzina są złe, to siłą rzeczy trzeba się od tego zła odsunąć. Skoro za każdym rogiem czai się faszyzm i przemoc, to jedynym wyjściem jest zamknięcie się w ciemnym pokoju i rozdrapywanie własnych ran, dokładnie tak, jak to robił Pink grany przez Bob Geldofa.

Największą pułapką lewackiego przekazu jest łatwość i wygoda, co składa się na prymitywizm wyborów życiowych, ale to jeszcze nie koniec. Cały ten prymitywizm dostaje odpowiednią oprawę i wymiar, dzięki czemu nieudacznicy stają się artystami, głupcy filozofami, a masowe produkty popkultury indywidualnościami. Nikomu rozsądnemu nie trzeba tłumaczyć, że młodzi ludzie w okresie burz i naporów są praktycznie bezbronni wobec takich zabiegów socjotechnicznych, napakowanych emocjami i co bardzo ważne podanymi profesjonalnie. Sama muzyka Pink Floyd to jest kosmos, pozostali twórcy i artyści też się na robocie znają.

Dobrze, ale co z tych wspomnień i trochę chaotycznych myśli ma wynikać? Nic nowego, nic wielkiego, to jest mój metaforyczny komentarz do dwóch patologii, które przyniósł wczorajszy dzień. Najsztub został uniewinniony, bo wolno przejechał staruszkę na pasach, a staruszka gwałtownie na pasy wtargnęła. Szkodliwy idiota Bodnar, wystąpił w obronie psychopaty, przed którym kilka wsi ze strachu chowało dzieci, po tym jak psychopata zadał nożem kilkadziesiąt ciosów dziesięcioletniej dziewczynce. Jeśli się komuś wydaje, że mi kompletnie odbiło, to proszę się cofnąć o parę zdań i jeszcze raz przeczytać fragment o prymitywizmie życiowych wyborów. Jaki przekaz został wysłany do młodych ludzi i „artystów”?

Nie przejmuj się, przejechanie staruszki na pasach, to nie twoja wina, zresztą w ogóle nie możesz być winny, skoro jesteś liberalny i zmagasz się z faszyzmem. Zabiłeś dziecko? Trudno, ale nikt nie ma prawa oceniać twoich czynów, należy ci się szacunek, bo jesteś wrażliwą indywidualnością, w przeciwieństwie do tej tłuszczy, która chce cię linczować. Przypadek Bodnara i Najsztuba tylko pozornie jest idiotyczny, w istocie to jest śmiertelnie niebezpieczne sączenie trucizny do ucha, serca, mózgu i podświadomości. Zapisz się do nas, a wtedy będziesz wielki, mądry, piękny, wrażliwy, twórczy i… bezkarny.

Marka Kurka/kontrowersje.net