Inflacja wielkich kwantyfikatorów, hiperboli i innych śmieszności jest tak duża, że naród ziewa po każdej „Turcji”, „Białorusi”, „faszyzmie” i „nazizmie”. Gdyby jeszcze cała ta histeria dotyczyła jednej dziedziny, jednego zagadnienia, choćby wymiaru sprawiedliwości, no to taka ukierunkowana siła i ostrze propagandy miałyby szansę trafić w cel. Wiemy jednak, że inflacja dotyczy dosłownie wszystkiego, od kornika, przez konia z Janowa, dzika, Banasia, po muzułmańskim „emigrantów” i „polexit”. Nie każda propaganda ma wzbudzać niepokoje społeczne, wręcz można powiedzieć, że częściej propagandyści zajmują się tłumieniem emocji. Jednak w przypadku działań „opozycji” i medialnych tub wspierających „opozycję” jedyną strategią jest wzbudzanie, nawet nie emocji, tylko histerii - pisze bloger Matka Kurka na portalu kontrowersje.net

 

Ludzi na ulice da się wypędzić na dwa sposoby albo doprowadzić do takiego stanu rzeczy, że nikogo nie trzeba do ulicznych demonstracji namawiać albo straszyć wypaczonym obrazem rzeczywistości i wizją katastrofalnej przyszłości. Omawianie pierwszego sposobu sobie daruję, tu po prostu nie ma o czym pisać, samo się robi. W drugim przypadku zawsze pojawia się kilka podstawowych problemów i pułapek, a najważniejszym jest dysproporcja pomiędzy stanem rzeczywistym i budowaniem propagandowej grozy. Zasada jest prosta im bardziej rzeczywistość odpowiada ludziom, tym bardziej trudno namówić ludzi do sprzeciwu. Niby banał, wręcz masło maślane, jednak jakoś nie dociera do „opozycji”, która nie potrafi funkcjonować inaczej niż na górnym propagandowym C.

 

Tymczasem z tym podstawowym problemem nie sposób sobie poradzić dolewaniem oliwy. Czegoś brakuje, prawda? I tym czymś jest ogień. Na dolewaniu oliwy łatwo wywinąć orła i to najczęściej samym wylewającym się przytrafia. Naród nie pali się do wyjścia na ulicę, ponieważ narodowi żyje się co najmniej przyzwoicie i żaden z problemów rozdmuchiwanych w mediach nie dotyka większości Polaków i to kolejny problem propagandystów. Poziom ignorancji i nieudolności propagandowej sięga tak daleko, że emocje społeczne próbuje się podkręcić problemami jednej korporacji zawodowej, w dodatku takiej, o której społeczeństwo ma jak najgorsze zdanie. Jeśli jednego dnia człowiek słyszy, że sędzia uniewinnił celebrytę, który przejechał starszą, niedołężną, kobietę na przejściu, a drugiego dnia słyszy, że ten sędzia jest ofiarą systemu gorszego niż w Turcji, to jaki może być odzew? Dokładnie taki, jaki jest, prócz płatnych dyżurnych demonstrantów, garstki bezpośrednio zainteresowanych i samych propagandystów, nikt na ulicę nie wyjdzie.

Inflacja pojęć i temperatura pojęć dawno przekroczyły punkt krytyczny, a w takiej sytuacji albo wszystko wybucha albo cała para idzie w gwizdek. Nie muszę tłumaczyć z jakim przypadkiem mamy do czynienia obecnie, wystarczy spojrzeć na polskie ulice. Ostatni duży tłum i wielką zadymę widziano w Polsce przed „Galerią Mokotów” w Warszawie, gdzie polski przedstawiciel chińskiego producenta urządzeń elektronicznych zorganizował wyprzedaż. Każdy kolejny apel i nawoływanie, aby wyjść na ulicę i protestować przeciw „Białorusi” jest coraz słabszy i mniej skuteczny, dlatego apelujący sięgają po coraz bardziej mocne i w konsekwencji idiotyczne porównania. Mieliśmy zamach stanu, gdy do Izby Nadzwyczajnej złożono protesty wyborcze, mamy „stan wojenny” po projekcie nowelizacji ustaw, które zabraniają sędziom tego, czego sędziowie nigdy nie mogli i nie powinni robić. Efekt? Kilkaset zadymiarzy rozrzuconych w kilku miastach, nic poza tym.

W przyrodzie istnieje takie zjawisko, które nazywamy hartowaniem, odpornością, a po przeciwnej stronie jest zmęczenie materiału. „Opozycji”, mediom „opozycji” i „kaście” w cudowny sposób udało się połączyć te dwie sprzeczności. Oni najpierw Polaków zahartowali na swoje propagandowe wygłupy, potem zamęczyli skalą i hiperbolą. Dziś nic nie pomoże, choćby 1000 Tusków w porozumieniu ze środowiskami żydowskimi dostało zgodę na użycie terminu „holokaust wymiaru sprawiedliwości”, to Polak przewróci się leniwie na drugi bok, ewentualnie rzuci ostrym słowem i zmieni kanał. Nikt i niczym nie wywoła w Polsce zadymy w obronie „wolnych sądów”, łatwiej byłoby wyprowadzić na ulicę milion Polaków, żeby protestowali przeciw obniżce cen paliwa i podwyżce płac. Morał? Najgorszy sort jest w ciemnej… dziurze i żadne zaklinanie rzeczywistości nie pomoże.

Matka Kurka/kontrowersje.net