"Falenta walczył o swoje biznesy, równie szemrane, jak on sam. W takim otoczeniu nie da się nie wdepnąć w mniejsze lub większe „g”. Biznesmeni tej „klasy” żyją w półświatku i takie stosują metody. Prawdopodobnie było tak, że Falenta chciał mieć wiedzę na temat tego, co robi konkurencja, no i co planują politycy PO-PSL, których potrzebował do prowadzenia interesów"-ocenia Piotr Wielgucki "Matka Kurka" na swoim blogu w serwisie Kontrowersje.net.

"Dla detektywa amatora, a nawet dla miłośnika kryminałów i filmów sensacyjnych, desperacki akt Falenty może wzbudzać uśmiech politowania. Jest rzeczą oczywistą, że szantaż wymaga dyskrecji i z chwilą, gdy publicznie ogłasza się przedmiot szantażu, to temat jest spalony. W przypadku polityków istnieje jeszcze jeden bardzo ważny aspekt, każdy polityk poddany szantażowi musi mieć otwartą drogę ucieczki, w przeciwnym razie nie ma takiej siły, aby spełnił publicznie wyrażone żądanie szantażysty. Jeśli krzyczysz do polityka w randze prezydenta Polski, że chcesz natychmiastowego uniewinnienia, bo w przeciwnym razie ujawnisz brzydkie rzeczy, to wiadomo, że nie pozostawiasz politykowi innej możliwości, niż odrzucenie szantażu"-pisze bloger. 


"Nie koniec na tym, grożenie ujawnieniem nazwisk ludzi, którzy mieliby za Falentą stać, oznacza dla niego samego śmiertelne zagrożenie, o ile ktokolwiek za nim rzeczywiście stał. Przy założeniu, że była to akcja pod skrzydłami bezpieki, szczególnie FSB, co poniektórzy, nie włączając Tuska, sugerowali, szanse na przeżycie Falenty są żadne. Z tych podstawowych faktów wynika wprost, że list wysłany do Andrzeja Dudy jest czystym aktem głupoty, czy jak kto woli desperacji. Dotychczas różne miałem odczucia co do „nagrań kelnerów” i na pewno nie wykluczałem udziału służb, ale po wygłupach Falenty skłaniam się do jednego wniosku. Za nim nikt nie stał i mamy do czynienia z dość typową akcją, która przerosła twórcę, a tworzywo wymknęło się spod kontroli"-ocenia publicysta. 

"Falenta walczył o swoje biznesy, równie szemrane, jak on sam. W takim otoczeniu nie da się nie wdepnąć w mniejsze lub większe „g”. Biznesmeni tej „klasy” żyją w półświatku i takie stosują metody. Prawdopodobnie było tak, że Falenta chciał mieć wiedzę na temat tego, co robi konkurencja, no i co planują politycy PO-PSL, których potrzebował do prowadzenia interesów. Pomysł na pozyskanie informacji nie był ani oryginalny, ani finezyjny. Umówmy się, założenie podsłuchów w jakiś wazonach czy pod stołem, to metoda na chama, pełna amatorka. Takie rzeczy robiło się pół wieku temu, teraz służby mają dziesiątki ciekawszych i pewniejszych metod. W miarę, jak spływały kolejne taśmy, sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Zrobiło się po prostu bardzo grubo, w końcu na taśmach pojawił się top polityków związanych z władzą, a z tym nie ma żartów."-pisze Wielgucki.

"Stawiam śmiałą tezę, że Falenta próbował grać taśmami, ale w pewnym momencie zrozumiał, że jak nie ujawni nagrań, to skończy w dole, który sam sobie wykopie w lesie. Do tej tezy pasuje Latkowski, jako pośrednik w rozbrojeniu miny. Od lat Latkowski pisze o półświatku, którego był częścią i za co odsiadywał wyrok. Taka robota to specjalność Latkowskiego, poza tym ówczesny naczelny „Wprost” walczył o utrzymanie tytułu na rynku i ta bomba była jego ostatnią nadzieją. Jak wiemy, austriacki biznesmen i ekipa „Wprost” została przejęta przez innego naczelnego, który dziś ma skrócone nazwisko do jednej litery."-wskazuje Matka Kurka. 

"Gdzie nie spojrzeć tam widać same trywialne metody, chamskie podsłuchy, klasyczne dostarczenie materiału do redakcji, takie same rozbrojenie, czy zdetonowanie miny, zależy z jakiego i czyjego punktu widzenia na wszystko patrzeć. Jedyny dostrzegalny sens w próbie publicznego szantażowania Andrzeja Dudy i innych polityków związanych z PiS, jest taki, że Falenta w ten sposób zapewnia sobie ochronę w więzieniu. Od kapusiów w celi gorzej mają tylko pedofile i byli policjanci. Szacunku „we wieźniu” to Falenta mieć nie będzie i jeszcze musi się na każdym kroku rozglądać, żeby mu fachowiec od mokrej roboty nie wbił widelca w oko.
Ucieczka za granicę przed odbyciem kary, też nie należała do rozsądnych, ale to pokazuje, że Falanta boi się pobytu wiezieniu. Gdy cała Polska się dowiedziała o kwitach, które są w posiadaniu Falenty, to każde zacięcie przy goleniu, nie wspominając o zbyt mocno zaciągniętym krawacie na szyi, pójdzie na konto PiS. Przekaz byłby dość prosty, Falenta chciał ujawnić brudy PiS, no to PiS-owski reżim wykończył „biznesmena”. Tym samym trzeba będzie Falentę strzec „we więźniu” jak oka w głowie. Tylko i wyłącznie ten wątek ogórkowej afery ma jakiś sens, cała reszta to dziecinada."-podsumowuje.

Kontrowersje.net