Po prawie roku od przejęcia władzy przez PiS, w służbie zdrowia nie zmieniło się absolutnie nic. Pedanci będą się ratować darmowymi lekami dla starszych, ale umówimy się, że takie kosmetyczne korekty to są grzechotki albo inne kapiszony, z których więcej huku niż pożytku. Dzisiejszy protest pracowników, zwłaszcza młodych lekarzy, jest całkowicie uzasadniony, tak bardzo, że nawet sprzyjająca PiS Solidarność nie mogła się od niego odciąć. Pierwszym krokiem w kierunku oderwania się od rzeczywistości jest zaprzeczanie faktom. Dobrze, że PiS tego nie zrobił i minister Radziwiłł wyszedł do protestujących.

Nie jest to zachowanie standardowe, ale z drugiej strony łaski minister nie robi, a na samych gestach długo się nie pojedzie. Z przecieków dochodzących z Jachranki dowidziałem się, że Kaczor prócz wypalania żelazem nepotyzmu i kolesiostwa, stawiał do pionu kilku ministrów, w tym właściwie ministra zdrowia. Słusznie? Tak i nie, z całą pewnością w szpitalach nadal jest syf, kiła i mogiła, kolejki nie zniknęły, a procedury królują nad zdrowiem i życiem człowieka. Tutaj Kaczyński, protestujący i pozostali krytycy mają rację. Pytanie, czy to naprawdę wina Radziwiłła, że nic nie poszło do przodu? Łatwo powiedzieć, trudniej przedstawić gotowe rozwiązanie. Istnieją dyżurne tematy zaprzęgane do debaty publicznej i w tych dniach mamy dwa na tapecie. Wczoraj zaczęło się od aborcji, dziś służba zdrowia. Ponieważ tematy są dyżurne, to siłą rzeczy wiemy już wszystko o cudownych reformach, które w parę chwil mają zaprowadzić porządek.

Rytualnie ściera się projekt prywatny z projektem państwowym, jeśli chodzi o ten pierwszy to rzeczywiście problem zostałby rozwiązany tyle, że pacjent tej operacji by nie przeżył. Uwielbiam porównanie wymyślone przez „liberałów”, człowiek ma się leczyć, jak chomik w weterynarii, gdzie najdroższa operacja, to sterylizacja za 300 zł. Oparcie zdrowia na komercyjnym biznesie mamy od dawana, zajmują się takim działaniem korporacje i widzimy, co z tego wynika. Wciskanie suplementów na porost włosów przy uszach i jednocześnie trepanacja czaszki, ratująca życie, za milion dolarów. Kto nie posiada instynktów samobójczych na taką „opiekę zdrowotną” się nie zgodzi. Nie znaczy to jednak, że publiczna, czy też państwowa służba zdrowia ma same zalety, przeciwnie i z definicji ma wiele wad. Mimo wszystko upierał się będę, że mamy do czynienia z syndromem demokracji, generalnie system do „d”, ale lepszego nie ma lub nie jest możliwy do wprowadzenia w życie. Pozostając przy racjonalnych argumentach i stąpając mocno po ziemi trzeba sobie kilka rzeczy powiedzieć uczciwie. Przede wszystkim w ciągu najbliższych 5 lat żadnej rewolucji nie będzie, bo być nie może, no chyba, że nagle znajdzie się dodatkowych 60 miliardów w budżecie. Obecnie wydajemy na zdrowie około 6,5% PKB, co daje ponad 108 miliardów. Wchodzi w to budżet NFZ 67,5 mld zł, 24 mld zł na leczenie w prywatnych klinikach i szpitalach oraz dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne i wydatki na leki, ok. 20 mld zł.

Wszyscy wiedzą, obojętnie z jakiej opcji pochodzą, że za takie pieniądze nie da się leczyć w godziwych warunkach i coraz trudniej utrzymać personel. 10 lat temu wyjazd na zachód nie był taki porosty, obecnie do podcierania Niemek i Niemców pamiętających czasy III Rzeszy, nawet nie trzeba być pielęgniarką. Wystarczy chcieć, żeby zarobić 1000 euro plus wikt, opierunek i zwrot kosztów podróży. Takich procesów nie zatrzyma się nadzwyczajną uchwałą, bo one się mieszą w globalnych przyczynach emigracji. Dlaczego wykształceni ludzie wolą w Wielkiej Brytanii przyklejać rigipsy, niż robić w Polsce karierę na uczelniach, czy w szkołach? Kasa, misiu, kasa! I na kasie stoi cała służba zdrowia. Będziemy się leczyć na ludzkim poziomie, gdy spełnią się nasze odwieczne marzenia, aby dołączyć poziomem dochodów i cywilizacji do krajów zachodnich. W tychże krajach wydaje się minimum 10% PKB, poniżej 6% ma jedynie Estonia i Meksyk. Naturalnie do czasu podniesienia stopy życiowej władza nie ma prawa siedzieć i nic nie robić. Z całą pewnością da się poprawić wiele rzeczy i tutaj nie potrzeba wielkich pieniędzy.

Legendarne kolejki, lekko licząc, w 50% biorą się z totalnego bałaganu. Choćby takie usuwanie zaćmy działa na zasadzie peerelowskich kolejek społecznych. Ludzie zapisują się do kilku, bywa, że kilkunastu szpitali i czekają gdzie będzie szybciej. W efekcie na listach szpitalnych widnieją nazwiska osób, które dawno są po operacji. Nikt mi nie powie, że nie da się w końcu zrobić centralnego systemu ewidencji pacjentów, co na starcie skróciłoby czas oczekiwania najmniej o połowę. Po drugie istnieje NFZ i to jest kompletne nieporozumienie przy finansowaniu służby zdrowia z budżetu. Niech mi ktoś wytłumaczy po cholerę państwu pośrednik do wydawania pieniędzy, przecież to kompletny absurd. Inna kwestia, wyjątkowo wstydliwa, nazywa się wyżywienie i opieka medyczna. Czegoś takiego nawet za komuny nie było, nie mówię, że więźniowie jedzą lepiej, tego żarcia, które dostają chorzy ludzie nie miałbym odwagi psu rzucić. Podsumowując. Jest do zrobienia sporo, żeby w ramach tej kasy, która jest usprawnić służbę zdrowia do poziomu „da się przeżyć”. W bajki o cudownych receptach bez wydatków z budżetu na poziomie 10% PKB nie wierzę i nie robię sobie żadnych nadziei, co też wszystkim ze względów zdrowotnych polecam.

Matka Kurka