Coś podobnego w przyrodzie nie funkcjonuje i jestem chyba jedynym publicystą, który mówi o tym otwarcie, w każdym razie nie przypominam sobie, aby ktoś jeszcze miał tyle... no właśnie, nie odwagi, ale zwykłej przyzwoitości. Nie istnieje i bardzo dobrze, że nie istnieje, bo nie ma nic gorszego od „dziennikarza obiektywnego”, a takich udawaczy jest wielu. Od dawna piszę, że trudno o coś bardziej żenującego niż listy otwarte jednego dziennikarza do drugiego dziennikarza, z pretensjami o obiektywizm, dlatego nie będę przytaczał żadnych nazwisk i nie zamierzam wchodzić w te buty.

Z drugiej strony nie ukrywam, że inspiracją do napisania tekstu był kolejny taki żenujący występ pary dziennikarskiej, on z gatunku „obiektywnych”, ona z „reżimówki”. Przy publicznym starciu w kisielu dowiedzieliśmy się kto jest bardziej, kto mniej, komu wolno, komu nie, no i do tego tradycyjna dawka syndromów sztokholmskich plus pakiet reletywizmów „Made by Michnik”. Całość znam na pamięć i mimo wszystko pewne frazy ciągle działają jak płachta na byka, co więcej nigdy nie jestem w stanie stwierdzić, czy powielacze michnikowskich fraz są tak kiepscy intelektualnie i literacko, czy tak prymitywni w emocjonalnej grze. Ze wszystkich „argumentów” jeden szczególnie katuje mózg i duszę, „atakowanie rodziny”, a nie daj Boże „atakowanie dziecka”.

I cóż znajdujemy w tej aksjologii rodem z Czerskiej? Oczywiście na pierwszym planie relatywizm, co najlepiej będzie widać na dwóch przykładach. Swego czasu hieny z Faktu napisały o adoptowanych dzieciach Mateusza Morawieckiego. Trzeba przyznać, że wówczas prawie wszyscy dziennikarze, poza haniebnymi wyjątkami, nie zostawili suchej nitki na hienach. No i słusznie, nie dlatego, że chodzi o Mateusza Morawieckiego, ale dlatego, że to samo dno i najniższy upadek. Potem mieliśmy aferę z synem największego demokraty, obrońcy praw człowieka i konstytucji, ideologicznego zapiewajły Bodnara. Przypomnę, że chodziło o czternastoletniego bandziora, który biegał za swoimi kolegami z nożem i wymuszał haracze.

Jak się zachowali „obiektywni dziennikarze”, mając do dyspozycji te dwa, skrajnie różne, przypadki? Dokładnie tak jak Michnik i uczniowie jego szkoły! „Wsio ryba”, czy ty strzelasz, czy do ciebie strzelają, jeden huk. Dla „obiektywnego dziennikarza” nie ma różnicy, gdy dzieci osób publicznych przez wiele miesięcy bezkarnie krzywdzą inne dzieci i gdy dzieci osób publicznych nikomu krzywdy nie robią, wręcz przeciwnie, same są krzywdzone. „Wsio ryba”, w jednej i drugiej sprawie „obiektywny dziennikarz” będzie bredził niczym potłuczony, że to „atak na dziecko”. A gówno! Jakby powiedział Nikodem Dyzma. Elementarny porządek logiczny, intelektualny i moralny pozwala w sekundę ocenić, że dzieci Morawieckiego są ofiarami, natomiast dziecko Bodnara agresorem i to na poziomie kryminalnym.

Jeszcze raz przywołałam nurtujące pytanie. Oni naprawdę tego nie widzą, nie rozumieją, nie potrafią rozgraniczyć, ewentualnie brakuje im odwagi? Czy może mają taki, a nie inny potencjał? Nie wiem, naprawdę nie wiem! Przypuszczam, że występuje tu mieszanka wszystkich cech i ułomności plus wspomniane tchórzostwo przybierające formę całkowitego poddania się „aksjologii Michnika” i to chyba ma największą siłę. Dziennikarz subiektywny, posiadający swój własny osąd, mówiący otwarcie o swoich preferencjach politycznych i światopoglądowych, jest po stokroć uczciwszy od „obiektywnych” udawaczy, którzy najczęściej przelecieli i ich przeleciano w 120 redakcjach.

Dyskusje i listy otwarte na temat obiektywizmu w mediach, to jest zadanie dla ćwierćinteligentów. Na całym świecie media są tak ułożone, że każdy wie, jaki dziennik jest prawicowy, jaki lewicowy, którą telewizję prowadzą liberałowie, którą konserwatyści. Obiektywizm powinien polegać na równowadze, dokładnie na równym dostępie poszczególnych grup społecznych do mediów. Nie mam nic przeciwko temu, że Michnik i TVN funkcjonują w przestrzeni publicznej, problem polega na tym, że przez 25 lat nic innego w skali ogólnopolskiej nie funkcjonowało, co wykluczyło i pozbawiło „reprezentacji medialnej” mniej więcej połowę Polaków.

Niemal od początku piszę, że TVP Kurskiego to prymitywna, toporna propaganda i zmarnowany potencjał na prowadzanie mądrej telewizji konserwatywnej. Tyle, że ten stan rzeczy jest i tak o niebo lepszy, niż TVN z GW po jednej stronie i TVP z Kraśko, Tadlą i Lisem po… tej samej stronie. Przy tym wszystkim trudno się oprzeć wrażeniu, że „obiektywni” walą w TVP jak w bęben, bo to jest zwyczajna łatwizna i towarzyski sznyt, w światku medialnym. W TVP nie ma tych najważniejszych „dobrych znajomych”, z którymi piło się wódkę i tańczyło na balach, a w TVN Monika, Krzysiek, Kaśka, Andrzej, Justyna i nawet Kuba, stary kumpel. Takie to „obiektywne”, że się rzygać chce, szczególnie przy lekturze listów otwartych…

 

Matka Kurka/kontrowersje.net