FRONDA.PL: Czy istnieją prawne przesłanki, aby domagać się od Szpitala im. Świętej Rodziny odszkodowania za odmowę dokonania aborcji?

Mec. Jerzy Kwaśniewski, ekspert Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris: Na razie nie znamy treści roszczenia, jakie pod adresem szpitala wnoszą ludzie, którym prof. Chazan odmówił dokonania aborcji. Jednak, żeby jakiekolwiek roszczenia były uznane za zasadne, po pierwsze trzeba stwierdzić szkodę. Nie wiem, gdzie w tej sprawie możemy doszukiwać się szkody lub krzywdy, której konsekwencją byłoby prawo do zadośćuczynienia lub odszkodowania. Po drugie, należałoby stwierdzić jakiś związek przyczynowy, że to rzeczywiście na Szpitalu im. Świętej Rodziny i jego dyrektorze spoczywa odpowiedzialność za to, że ta aborcja nie została wykonana. Jak wynika z protokołu kontroli przeprowadzonej przez Miasto Stołeczne Warszawa, prof. Chazan spotkał się po raz pierwszy ze strony pacjentki z żądaniem przeprowadzenia aborcji 14 kwietnia i rzeczywiście odmówił jej, jednak dwa dni później lekarz prowadzący tę ciążę wystawił kobiecie skierowanie do Szpitala Bielańskiego, a tam, po konsultacji medycznej, również odmówiono dokonania aborcji, wskazując, że dopuszczalny termin minął, zanim jeszcze poprosiła o tę aborcję prof. Chazana. Zatem nie można mówić o tym, by jakiekolwiek działania ze strony Szpitala Św. Rodziny uniemożliwiły dokonanie aborcji.

Ale co najważniejsze – polskie prawo nie przewiduje żadnego prawa do aborcji. Ustawa o planowaniu rodziny stanowi tylko i wyłącznie o pewnych przesłankach i pewnych okolicznościach, w których generalny zakaz aborcji zostaje uchylony i karalność aborcji po stronie lekarza nie zachodzi. Nie ma natomiast w tej ustawie ani nigdzie w polskim prawie, jakiegokolwiek uprawnienia po stronie pacjenta do żądania świadczenia paramedycznego (bo trudno przychodzi nazywanie aborcji świadczeniem zdrowotnym!), w postaci aborcji dziecka. Stąd też, jeżeli nie naruszono żadnych praw pacjentki – a nie istnieje prawo do aborcji – to nie można też mówić o żadnych roszczeniach odszkodowawczych.

Dodam jeszcze, że nawet gdyby pacjentka próbowała wywodzić swoje roszczenia z faktu przedłużania badań, to już mamy wnioski z protokołów kontroli, z których jasno wynika, że badań nie przedłużono. Badania były przeprowadzane przez Instytut Matki i Dziecka, a nie przez Szpital Św. Rodziny. To Instytut Matki i Dziecka - szpital o wyższym stopniu referencyjności zlecił 28 marca konkretne badanie genetyczne przez sześć dni hospitalizując pacjentkę, a następnie zalecił jej, a tym samym lekarzom prowadzącym ciążę w Szpitalu Św. Rodziny, ponownąkonsultację po uzyskaniu pełnych wyników tych badań, które były dostępne dopiero po 10 kwietnia. Zatem nie można mówić o żadnym przedłużaniu badań przez Szpital im. Świętej Rodziny. Szczegółowe badania były konieczne, zarówno zdaniem lekarzy im. Świętej Rodziny jak i lekarzy Instytutu Matki i Dziecka. A dlaczego były konieczne? Są dwie przyczyny. Po pierwsze dlatego, że kobieta do czasu, do kiedy została skierowana do Instytutu Matki i Dziecka, nie wyraziła życzenia poddania się aborcji, a z protokołu miejskiego wynika, że została powiadomiona o takiej możliwości już 28 marca. W związku z tym lekarz prowadzący uznał za zasadne, że należy diagnozować dziecko. Póki pacjenta nie uśmiercimy, to należy go badać, aby móc mu udzielić pomocy medycznej, czy to w celu usunięcia wad wrodzonych (w tamtej sytuacji jeszcze nie było jasne, czy to są wady nieodwracalne czy nie, nie było pewne, czy np. chirurgia twarzoczaszki nie może być pomocna), czy też, ewentualnie ta diagnoza jest potrzebna po to, żeby stwierdzić, w jakim zakresie będzie potrzebna pomoc po porodzie – chociażby pomoc w uśmierzeniu bólu. Drugi powód, dla którego diagnostyka jest konieczna, to ustalenie, czy zachodzą przesłanki wyłączenia karalności aborcji – na wypadek, gdyby pacjentka zażądała aborcji.W dniu diagnozowania wad wrodzonych u dziecka byliśmy już na progu 22. tygodnia. Czyli zgodnie ze standardami WHO, na progu zdolności do jego samodzielnego przeżycia, co stanowi ustawową granicę dopuszczalności aborcji. Ustalenie, że ten próg będzie przesunięty w czasie na późniejszy okres (np. na 24 tydzień lub jeszcze później), wymagało dalszej diagnostyki i stwierdzenia, że w przypadku tego konkretnego dziecka zdolność do samodzielnego przeżycia jeszcze nie nastąpiła. Badania genetyczne pod tym kątem mógł przeprowadzić właśnie Instytut Matki i Dziecka.

To wszystko pokazuje, że problem jest niezwykle złożony. Ale też ten przypadek był wyjątkowy i został wyjątkowo potraktowany przez szpital. Nie tylko lekarz prowadzący - ordynator zajmował się pacjentką i jej dzieckiem, ale także prof. Bogdan Chazan, wybitny specjalista w tej dziedzinie, udzielał konsultacji. Ten nakład wysiłków diagnostycznych świadczy o tym, że ta opieka była wyjątkowo rozbudowana, stosownie do powagi sytuacji i oczekiwań matki.

Czy rodzicom tego dziecka mogło tak naprawdę chodzić o wyciągnięcie gigantycznego odszkodowania? Bo jak Pan podkreślił – kobieta zwlekała z podjęciem decyzji o aborcji

Ta pacjentka najpierw trafiła do prywatnej przychodni do lekarza, który poprowadził jej ciążę, a późnej razem z nim trafiła do Szpitala im. Świętej Rodziny. Na tym etapie trudno mówić o jakimś rodzaju prowokacji. Natomiast już 14 kwietnia, kiedy kobieta zdecydowała się na aborcję, nie zwróciła się z tym do swego lekarza prowadzącego, tylko do prof. Chazana jedynie konsultującego dotychczas jej przypadek. Można zatem mieć uzasadnione podejrzenie, że powstał jakiś zamiar wygenerowania przypadku, który potem będzie źródłem potencjalnych roszczeń.

Czy konstrukcja polskiego prawa może generować więcej tego typu roszczeń, jeśli lekarz, powołując się na klauzulę sumienia odmówi dokonania „legalnej” aborcji?

Tak, istnieje zagrożenie formułowania takich roszczeń, z uwagi na brak jednoznacznego rozstrzygnięcia o tym, kto odpowiada za wykonanie świadczeń paramedycznych (ponownie, trudno nazywać je świadczeniami zdrowotnymi!), do których należy aborcja, jeżeli lekarz korzysta zgodnie z art. 53 Konstytucji ze swojej wolności sumienia, której narzędziem i środkiem wyrazu jest klauzula sumienia. Nie ma bowiem nigdzie w polskim prawie regulacji, która by mówiła, kto wówczas powinien wskazać metody realizacji aborcyjnych żądań pacjentki. Być może właściwszym adresatem roszczeń byłby wówczas minister zdrowia, w tzw. sprawie Agaty właśnie przecież Minister Zdrowia przyjął na siebie obowiązek poszukiwania miejsca na dokonanie aborcji. Ale chciałbym tu jeszcze raz podkreślić, że tak naprawdę polskie prawo nie generuje w ogóle uprawnieniem do aborcji. Jeżeli dobrze przeczytać ustawę o planowaniu rodziny, tam jest tylko i wyłącznie mowa o zakazie aborcji i o pewnych wyjątkach, kiedy aborcja nie jest karalna.

Rozmawiała Emilia Drożdż