"Na drodze śledztwa wykluczono, że denat stracił życie w wyniku aktu przemocy, a ponadto na ciele nie stwierdzono obrażeń wewnętrznych. Biuro Prokuratora Generalnego Stanu Meksyk kategorycznie wyklucza, by śmierć denata miała związek z handlem narządami" – czytamy w oficjalnym oświadczeniu strony meksykańskiej.

Sprawa dotyczy wyjazdu trzech Polaków z Małopolski do pracy w Meksyku, gdzie mieli pracować jako elektromonterzy. To była ich pierwsza podróż służbowa. Już w trakcie pobytu w tym kraju wydarzyła się tragedia. Jeden z Polaków zmarł, a drugi trafił do szpitala w stanie ciężkim. Do sprawy odniosła się też tamtejsza prokuratura.

Po spędzeniu pierwszej nocy w hotelu, gdzie zostali zakwaterowani, jeden z Polaków zauważył, że dwaj jego koledzy nie dają oznak życia i od razu zaalarmował służby o zaistniałej sytuacji.

Obaj nieprzytomni Polacy zostali niezwłocznie przetransportowani do szpitala. Jeden z nich zmarł. Drugi nadal przebywa pod opieką lekarską i jego stan ulega stopniowej poprawie. Trzeci Polak natomiast podjął decyzję o powrocie do kraju.

Do sprawy odniosła się meksykańska prokuratura, po tym jak tamtejsze służby zapoznały się ze sprawą i przeprowadziły wstępne dochodzenie. Nie potwierdziły one doniesień m.in. Onetu, że przyczyną śmierci Polaków był handel organami, ale zaczadzenie spowodowane zainstalowanym w łazience piecykiem gazowym.

 

mp/rmf24/dorzeczy.pl