Okazuje się, że środowa debata w Parlamencie Europejskim o budowie dwóch nowych nitek gazociągu pod nazwą Nord Stream II, była przede wszystkim robieniem dobrej miny do złej gry.

Przypomnę tylko, że wspomniana debata została zorganizowana na wniosek największej frakcji w PE, Europejskiej Partii Ludowej (EPL), do której należą europosłowie Platformy i PSL-u.

Wprawdzie debacie nadano tytuł "Podwojenie przepustowości Gazociągu Północnego i skutki dla unii energetycznej i bezpieczeństwa dostaw" sugerujący, że nie mamy do czynienia z jakimś wyjątkowo niekorzystnym dla UE przedsięwzięciem, ale zdecydowana większość europosłów bardzo krytycznie mówiła o tej inwestycji.

Tak naprawdę z tego zgodnego chóru krytyków wyłamał się tylko przedstawiciel frakcji w której dominująca siłą jest Front Niepodległościowy Marie Le Pen, która jest znana z prorosyjskich sympatii.

Okazuje się jednak, że przed tą wieczorną debatą na spotkaniu posłów frakcji EPL w PE, na którym głównym gościem była kanclerz Niemiec Angela Merkel, polscy europosłowie pytali ją o stanowisko jej rządu w sprawie nowego gazociągu, wyrażając przy tym głębokie zaniepokojenie tym politycznym projektem.

Merkel zbyła to pytanie odpowiadając krótko, „że to czysto komercyjne przedsięwzięcie i najważniejsze, że dodatkowy gaz będzie płynął do Europy w wyniku jego realizacji”.

Z tej odpowiedzi wynika jasno, że niemiecki rząd popiera ten projekt i nie zrobi nic na unijnym forum co mogłoby mu zaszkodzić wręcz przeciwnie będzie się starać aby całe przedsięwzięcie nie zostało zablokowane prze z unijne prawodawstwo.

Przypomnijmy tylko, że na początku września podczas Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku, Gazprom podpisał już umowę na budowę Gazociągu Północnego II aż z 5 zachodnimi koncernami.

Do wcześniejszych trzech, które podpisały czerwcowy list intencyjny, niemieckiego koncernu E.ON, austriackiego koncernu paliwowego OMV i brytyjsko - holenderskiego koncernu Shell, dołączyły niemiecki BASF i francuski Engie, a w wyniku realizacji umowy ma powstać spółka zajmująca się budową i późniejszą eksploatacją gazociągu, w której tak jak to rosyjska firma od zawsze praktykuje, będzie miała ona 51% udziałów, a pozostali udziałowcy pakiety mniejszościowe sumujące się do 49%.

Dwie nowe nitki wspomnianego gazociągu, będą miały przepustowość wynoszącą 55 mld m3 gazu i mają powstać do końca 2020 co oznacza, że czterema nitkami Gazociągu Północnego, Rosja będzie zdolna wyeksportować 110 mld m3.

W ten sposób do krajów Europy Zachodniej może być realizowane ponad 2/3 rosyjskiego eksportu gazu.

Przebieg wspomnianej debaty i wypowiedz komisarza ds. klimatu i energii Miguel Canete dawały nadzieję, że Komisja Europejska podejmie jednak działania blokujące inwestycję Nord Stream II, a przynajmniej przypilnuje, żeby unijne prawo w zakresie ochrony środowiska, zamówień publicznych, wreszcie przepisy tzw. III pakietu energetycznego, miały zastosowanie do tej przecież przede wszystkim rosyjskiej inwestycji.

Ale skoro w tym przedsięwzięciu uczestniczą aż dwa duże niemieckie koncerny E.ON i BASF i dzieje się to zapewne przy przynajmniej przyzwoleniu niemieckiego rządu, to trudno sobie wyobrazić aby te firmy wyrzucały pieniądze w przysłowiowe błoto.

Unijne przepisy, przepisami ale skoro ta inwestycja jest dobra dla Niemiec, choć niedobra dla krajów nadbałtyckich, Polski, Słowacji i stowarzyszonej z UE Ukrainy, to zdaniem Merkel musi być po prostu zrealizowana.

Zbigniew Kuźmiuk